W cieniu żywiołu

            „(…) wszyscy mamy w sobie światło i mrok. Z
Naznaczonymi sprawa komplikuje się po prostu dlatego, że tutaj ryzyko jest o
wiele większe. Ale ani światło, ani mrok nie mogą cię wybrać. To ty podejmujesz
wybór.”*
            Jakiś czas
temu całe twoje życie zmieniło się o trzysta osiemdziesiąt stopni i nic już nie
jest takie samo. Poznałaś mężczyznę swojego życia, zakochałaś się i to z
wzajemnością. Było pięknie i kolorowo… do czasu aż dowiedziałaś się, że władasz
jednym z żywiołów. I tak jak reszta, masz zadanie do wykonania, zadanie
niebezpieczne i wymagające największego poświęcenia…
            Megan
włada żywiołem powietrza, Adam wody. Ich związek nie może istnieć, ponieważ
połączenie się Naznaczonych może być katastroficzne w skutkach. Oni jednak
próbują – zbyt mocno się kochają by się poddać i funkcjonować bez siebie. W
trakcie przygotowań do połączenia się czterech żywiołów poszukują sposobu na
bycie razem i udowodnienie, że ich związek nie zagraża światu. Sami przeciwko
innym ludziom, faktom oraz Zakonem, który nie cofnie się przed niczym, by
osiągnąć swój cel. Jakie będą skutki ich działań i czy dojdzie do połączenia
żywiołów?
            Po
przeczytaniu „Córki żywiołu”, pierwszej części trylogii, wiedziałam, że będę
musiała sięgnąć po kontynuację. Po pierwsze, dlatego, że nie lubię porzucać
rozpoczętych serii, a po drugie – pierwsza część okazała się być naprawdę dobra
i ciekawiło mnie co będzie dalej. Bałam się trochę, że autorka pozostanie w
schemacie pierwszego tomu, ale na całe moje szczęście tak się nie stało.
            O
ile „Córka żywiołu” była trochę cukierkowata i naiwna, z wolno płynącą fabułą
(dopiero w kilku ostatnich rozdziałach wydarzenia nabrały tempa), o tyle w
„Cieniu żywiołu” to się zmienia. Może nie całkowicie, ale widać znaczną
poprawę. W drugiej części fabuła z miejsca nabiera tempa, wydarzenia następują
po sobie szybko, ale bez problemu można się w nie wczuć i wyłapać ich sens.
Mimo przewidywalności występują niespodziewane oraz zaskakujące zwroty akcji, zakończenie
nie jest wcale takie pewne, a niepewność tego co będzie dalej podsyca tylko
ciekawość. Ponieważ to romans, wątek ten przeważa w powieści, ale nie  irytuje, jak to bywa w większości powieści
tego typu. Nie pojawia się schemat trójkąta, nie jest też przesadnie słodko.
            Leigh
Fallon pomysł na fabułę zaczerpnęła z mitologii celtyckiej, i jak widać
rzetelnie przygotowała się do pracy. Tworząc obraz historii Naznaczonych,
Zakonu i wszystkim co z tym związane zadbała o wszelkie szczegóły i racjonalne
wyjaśnienie tego co było i jest. Wszystko ma swoje podłoże w historii, którą
wraz z bohaterami powoli odkrywam. Lubię gdy w powieści są odniesienia do
innych źródeł: legendy, stare książki, wspomnienia innych. Dzięki temu powieść
mimo wątku fantastycznego nabiera realności i nie mam poczucia, że wszystko
czego się dowiaduje wzięło się z powietrza.
            Tak
jak w pierwszej części, tak i w tej spodobały mi się sylwetki bohaterów. Każdy
inny, niby już poznany, ale mający coś w zanadrzu, czym potrafi zaskoczyć.
Autorka „dołożyła” sporo nowych postaci i martwiłam się, że wprowadzi to
niepotrzebny zamęt do powieści. Książka nie jest w cale taka gruba, a
powierzchowne przedstawienie postaci nigdy nie wychodzi na dobre. Tym razem zabieg
ten okazał się strzałem w dziesiątkę, bohaterowie, ci nowi, są wykreowani
równie dobrze jak ci już mi znani. Każdy miał swoje zadanie do wykonania i małą
rolę do odegrania. Nie przeczę, że większa ilość stron mogłaby sprawić, że
całość kształtowałaby się jeszcze lepiej, ale tak jak jest, nie jest źle.
            „Cień
żywiołu” to powieść, która nie jest niczym wybitnym, ani nowym na ryku
wydawniczym, ale ma w sobie to coś, co sprawia, że czyta się ją w ekspresowym
tempie i za jednym razem, bez przerywania. Fabuła wciąga od samego początku i
trzyma w napięciu, a to, że niektóre momenty były do przewidzenia w ogóle mi
nie przeszkadzały. Z ciekawością po raz kolejny zagłębiłam się w świat
wymyślony przez powieściopisarkę i obserwowałam poczynania bohaterów. Poznawałam
coraz więcej faktów o Naznaczonych, ich historii i bardzo mi się to podobało,
bo było widać, że autorka poświęciła dużo czasu na wymyślenie tej całej
otoczki. Z przejęciem i zainteresowaniem śledziłam rozwój wydarzeń trzymając
kciuki za to by wszystko poszło dobrze. Podoba mi się styl pisania, którym
posługuje się powieściopisarka, jest taki typowo młodzieżowy, ale nie jest
„pusty”. Dialogi, jak i opisy sytuacji są okraszone nutką humoru, czasem nawet
ironii.
            Ogólnie
rzecz ujmując uważam, że książka okazała się być bardzo dobrą kontynuacją. Po
prostu, tak jak w przypadku pierwszego tomu, tak i teraz nie oczekiwałam czegoś
wielkiego – dzięki temu okazało się, że podobała mi się jeszcze bardziej niż
„Córka żywiołu”. Niecierpliwie wypatruję zwieńczenia trylogii i liczę, że
autorka ponownie mnie zaskoczy – oczywiście pozytywnie.
*str. 140
Autor: Leigh Fallon
Tytuł: Cień żywiołu
Wydawnictwo: Galeria
Książki
Rok wydania: 25 września
2013
Liczba stron: 272
Carrie:
Córka żywiołu | Cień
żywiołu
Książka przeczytana w ramach wyzwań: Czytam fantastykę

Ten post ma 6 komentarzy

  1. Tala Z

    A ja się zawiodłam na tej powieści 🙁

  2. Meg Sheti

    Nie mam jakoś wybitnej ochoty na tę serię – jak już przeczytam to wtedy, kiedy nie będę mieć nic pod ręką.

  3. Smell of books

    Tak świetnie zrecenzowałaś tę część, że chyba sięgnę po tę serię 😉

Dodaj komentarz