Pierwsza sprawa Pinky’ego

            „Czasem na polowaniu brak tropu może być
równie ważny jak jego obecność.”*
            Często
ludzie osądzają innych bez poznania zdania wszystkich zainteresowanych stron, a
już szczególnie tej osądzanej. Bo tak jest prościej, wygodniej, szybciej.
Owszem, z reguły wystarczy opinia czy informacja jednej osoby, ale bywa też
tak, że osoba sądzona jest niewinna. Ktoś chciał się zemścić, albo przez splot
nieszczęśliwych wypadków. Ona wie, że jest niewinna, ale jak ma się bronić gdy
jest z góry na przegranej pozycji?
            Dwa
tygodnie po tym, jak P.K. Pinkerton pomógł w usunięciu groźnego przestępcy i
otrzymał za to nagrodę, otwiera wymarzoną Prywatną Agencję Detektywistyczną.
Jego pierwszym klientem, a właściwie klientką okazuje się być czarnoskóra Martha,
która była służącą zamordowanej niedawno Małej Sally. Według dziewczyny ktoś ją
udusił i teraz poluje na nią by pozbyć się niewygodnego świadka. Martha nie wie
jak on się nazywa, ale podaje P. K. rysopis. Jest on „wysoki, jasnowłosy i ma
kozią bródkę”, rzecz w tym, że dużo mężczyzn pasuje do tego opisu. Pinky
postanawia jednak pomóc tej wystraszonej dziewczynie i tak zaczyna się jego
pierwsza oficjalna sprawa jako detektyw.
            Przy
okazji recenzowania pierwszej częściej serii wspominałam, że nie przepadam za
westernami, ale ciekawiła mnie tamta książka i dałam jej szansę. Okazała się
być nawet interesująca, choć nie do końca do mnie przemówiła. Jak było z drugą
częścią?
            Autorka
już przy okazji pierwszej części uświadamia, że książka ta to oryginalne
zapiski z XIX wieku, które znalazła na strychu i nie chce za bardzo w nie
ingerować aby były jak najbardziej autentyczne. W tej części co prawda bardziej
zadbała o korektę, ale nadal pojawiają się bezpośrednie zwroty do czytelnika.
Kolejną, powtarzającą się sprawą jest nawał wydarzeń, które wydają mi się
opisane po łepkach i niema kiedy oraz jak się wczuć w czytany tekst. I tym
razem P. K. miał te irytujące skłonności do tego żeby każdemu wszystko mówić,
nawet jeśli później ma mieć przez to kłopoty.
            Mimo
wszystko książka jest dobra. Fabuła ciekawi, wydarzenia tworzą spójną oraz
logiczną całość, akcja toczy się szybko, ale miarowo. Osoba tworząca notatki
zadbała oto by nie zabrakło opisów miejsc, wydarzeń oraz ludzi. Dzięki temu
miałam okazję przekonać się jak ludzie mieszkali kiedyś na Dzikim Zachodzie.
Przez to książka jest bardziej realna, co jest plusem tej serii. Ciekawą
postacią jest sam P.K. ze swoim zachowaniem oraz sposobem bycia. Jak na tak
młody wiek chłopak jest inteligentny i sprytny. Niestety, jak już wcześniej
wspomniałam, jest zbyt gadatliwy.
            Moje
odczucia względem tej powieści są identyczne jak po przeczytaniu pierwszej.
Książka jest dobrą przygodową powieścią, która z pewnością zaciekawi miłośników
westernu. Mnie nie porwała, ale nie znaczy to, że komuś może się nie spodobać.
Okazuje się jednak, że westerny to nie mój obszar zainteresowań. Historia jest
dobra, ale nie wciągnęła mnie na tyle, na ile bym chciała. Zgrabna fabuła,
wartka akcja oraz ciekawe postacie Dzikiego Zachodu oraz przygody P.K. były na
tyle interesujące, by przymknąć oko na te mankamenty.
            „Sprawa
tchórzliwego dezertera” to przygodowa powieść o Dzikim Zachodzie, pełna akcji,
pościgów, strzelanin i humoru. Zawiera w sobie typowy dla tamtych czasów język
oraz klimat. Publikacja idealna dla dziecka lubiącego takie klimaty. Starszych
czytelników nie zawsze może zachwycić i nawet może trochę zirytować, no chyba,
że lubią powieści tego typu. 
*cytat pochodzi z „Sprawa
tchórzliwego dezertera” C. Lawrence
Autor: Caroline Lawrence
Tytuł: Sprawa
tchórzliwego dezertera
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 6 czerwca
2013
Liczba stron: 328
Tajemnice
Dzikiego Zachodu:
Sprawa trzech desperado | Sprawa tchórzliwego dezertera

Ten post ma 7 komentarzy

  1. Donna Webner

    Doskonale pamiętam tamtą recenzję. Pamiętam również, że nie byłam przekonana do przeczytania pierwszej z serii. Nadal nie jestem, mimo tych poprawek, które wprowadziła autorka.

  2. Księgarka

    Kilkukrotnie czytałam westerny z różnym skutkiem – niektóre mi się podobały, inne odkładałam po kilku stronach. Urzekła mnie okładka tek książki. Jeśli wpadnie w moje ręce chętnie przeczytam:)

  3. bsz

    western? nigdy jeszcze nie czytałam czegoś takiego, a ostatnio trochę się bawię, mieszam, próbuję, więc może 🙂

  4. Anonimowy

    Myślę, że mnie książka by się bardzo spodobała 🙂 Czuję się zachęcona!

  5. Książkowa fantazja

    Gdzieś już o niej czytałam na blogu i Ty też potwierdzasz, że wypada dobrze a ja chętnie przeczytam 🙂 Pozdrawiam 🙂

  6. Klaudia Sowa

    Dzikiego Zachodu nie lubię, więc nie sądzę, abym sięgnęła 😛

Dodaj komentarz