Maminsynek

„Matka Leandra wbiła we mnie
spojrzenie, aż rozbolała mnie trzustka (…). Wwiercała się tak jeszcze z
dziesięć minut, szczegółowo penetrując wszelkie zakątki mojego ciała, które
mogłyby zdyskredytować mnie w jej oczach. Nierówne nerki? Koślawe serce? Zbyt
zwinięte jelito cienkie? Zrozumiałam, że idealna kobieta, która mogłaby
zaopiekować się jej synem, nie istnieje”.*
Na świecie jest kilka typów mężczyzn,
do jednych z nich należą maminsynkowie, rozpieszczani do granic możliwości,
wychuchani, przed którymi rodzicielka zabiera z drogi najmniejszy kamyk. Tylko
matka wie co jest dla niego najlepsze, tylko ona odpowiednio o niego zadba, a
on nie podejmie żadnej ważnej decyzji bez konsultacji z nią, zaś kobieta z
którą mógłby spędzić resztę życia musi akceptować mamusię, a co ważniejsze
zyskać jej sympatię. Uwierzcie na słowo, że nie chcecie spotkać takiego na
swojej drodze…
Leander jest mężczyzną po trzydziestce
nadal mieszkającym z Matką, która mu gotuje, sprząta i najchętniej miałaby go
tylko dla siebie. Niestety nie jest w stanie spełnić wszystkich jego potrzeb i
akceptuje inne kobiety w życiu syna, ale tylko do momentu, gdy są przelotnymi
znajomościami. Od początku zaznacza, że to ona jest i będzie na pierwszym
miejscu, bo to z nią wszystko omawia, to z jej zdaniem się liczy i to ona
postanowi z kim zwiąże się synek. Do tej pory żadna nie sprostała jego
oczekiwaniom i nie przyjęła do wiadomości jak ważna jest dla niego Matka, a co
za tym idzie, wszelka krytyka w jej kierunku skreśla potencjalne kandydatki. Niespodziewanie
w życie mężczyzny wkracza Amelia, kobieta posiada wszystkie cechy, których
pożąda u partnerki, a co najważniejsze – nie krytykuje jego stosunków z Matką. Jednak
czy Amelii uda się przebić przez niechęć Matki?
 „Maminsynek” zaciekawił mnie najpierw okładką,
a potem opiniami, że to niezwykle zabawna powieść, czyli coś dla mnie. Wszystko
mogę powiedzieć o tej książce, ale na pewno nie określiłabym jej mianem
zabawnej. Początkowo strasznie się zniechęciłam, bo liczyłam na komedie, a dostałam
zupełnie coś innego. Z czasem odkryłam jednak drugie dno historii. Jakie są
ostatecznie moje wrażenia?
Natasza Socha jest wnikliwą
obserwatorką otoczenia i ludzkich zachowań, dba o szczegóły i realistycznie
przedstawia bieg wydarzeń. Z najmniejszymi detalami opisuje relację
matka-syn, która może szokować, przerażać lub bawić. Ukazuje smutną, ale
prawdziwą rzeczywistość. Takich mężczyzn, jak Leander jest mnóstwo, a dzięki
najnowszej powieści Sochy można dowiedzieć się jak rozpoznać typ maminsynka, w
jaki sposób sobie z nim radzić jeśli już zechcemy z nim być i czy w ogóle jest
możliwe przekonanie do siebie potencjalnej przyszłej teściowej. Książka jest
podzielona na dwie części, w których narratorami są po kolei, Leander oraz
Amelia. Całość jest dopracowana, przemyślana i logiczna. Akcja jakoś specjalnie
nie pędzi, ale z cała pewnością zaskakuje, napawa niepewnością i wywołuje
ciarki strachu.
Na uwagę zasługuje również
charakterystyka bohaterów i to nie tylko tych głównych. Każdy jest dopracowany,
zarówno pod względem zachowań, wyglądu oraz poglądów. Zaskakują, momentami
bawią, ale mnie głównie przerażała zażyłość łącząca Matkę z Leanderem, to jak
był w nią zapatrzony, robił co tylko sobie życzyła, nieważne jak absurdalne
mogło to być. To takie wypieszczone duże dziecko, które nie potrafi podjąć
samodzielnie decyzji, a już broń Panie Boże, by była niezgodna z jej
oczekiwaniami. Z jednej strony rozumiem zaborczość Matki, ale nie taką skalę,
to… przerażające!
Przyznaję, że na samym początku naszło
mnie małe zwątpienie – miałam się śmiać, a mi nawet kącik ust nie drgnął,
brnęłam jednak dalej i nie żałuję. Po jakimś czasie spojrzałam na „Maminsynka”
z innej perspektywy i zaczęłam dostrzegać w niej to, co najważniejsze i
najlepsze. Czytało mi się dobrze, z zaciekawieniem, czasem nie wiedziałam jak
zareagować na pewne fakty. Książka wywołuje przeróżne, a także skrajne, emocje.
Zaśmiałam się kilka razy, ale więcej niż rozbawienia czułam  zdenerwowania, konsternacji i strachu. Natasza
Socha zachwyciła mnie swoją wnikliwością i umiejętnością ukazywania psychiki
ludzkiej. Ponadto nie mogę odmówić autorce faktu, że książka jest pełna
trafnych spostrzeżeń oraz mądrych przemyśleń. Naprawdę jestem pod dużym
wrażeniem.
Polecam każdej kobiecie, pozycja warta
przeczytania, zapamiętania i wykorzystania w praktyce. Niespieszny bieg akcji,
piękny  język oraz styl, a także temat na
czasie, ale niezbyt często pojawiający się w literaturze. Można ją odebrać jako
coś lekkiego, przy czym można się pośmiać, ale myślę, że bez problemu wyczyta
się też to, co najistotniejsze. Z mojej strony wielki szacunek za napisanie tak
rewelacyjnej powieści, Pani Nataszo.
*Natasza Socha,
„Maminsynek”, s.195
Autor: Natasza
Socha
Tytuł: Maminsynek
Wydawnictwo: Filia
Rok wydania: 04
marca 2015
Liczba stron: 384

Ten post ma 16 komentarzy

  1. cyrysia

    Książkę przeczytałam, ale czuje lekkie rozczarowanie. Dlatego? To już niebawem zdradzę w mojej recenzji 🙂

  2. Ujrzeć Słowa

    Jestem kobietą, ale chyba to nie historia dla mnie, kompletnie chyba nie mój gust 😉

  3. Niektórych bawi, niektórym daje refleksje jestem ciekawa tejże książki i chętnie bym ją poznała.

  4. planuję przeczytać ale już teraz wiem, że główny bohater będzie mnie niesamowicie irytować. nie trawię tego typu facetów.

  5. Anne18

    Tej pozycji raczej nie dorzucę do swojej listy jakoś tematyka nie do końca mnie interesuje.

  6. Artemis Shelf

    Naprawdę chciałabym ją przeczytać.
    Pozdrawiam.
    artemis-shelf.blogspot.com

  7. Natalia_Lena

    Okładka jest rozbrajająca 🙂 Za książkę na razie podziękuję, bo mam za duże stosy do ogarnięcia. Może kiedyś…

  8. Joanna Stoczko

    Nic dodać, nic ująć. No przecież, że biorę 😉
    A okładka? Z pewnością przykuwająca uwagę ;P

  9. monalisap

    Z chęcią bym poczytała o relacji na linii matka- syn, a skoro ta pozycja wywołuje skrajne emocje- spróbuję 🙂

  10. Le Sherry

    Najpierw Lustereczko, teraz ty. Więc nie mam żadnych obiekcji. Książka jest już na mojej liście, będę dążyć do tego, by ją poznać. Nie ma mowy, żeby taki tytuł jak ten, ominął mnie i nie wstrząsnął również moim światem. A przynajmniej w pewnym stopniu. 🙂
    Pozdrawiam,
    Sherry

  11. Chiyome

    Szkoda że jednak nie jest zabawna. Mam ochotę na coś zabawnego 😛
    A mamisynków znam dwóch. 40 lat mają, żon zero, na garnuszku mamusi. Swoją drogą ktoś sobie wyobraża że mamusia leci o 20 po coś do sklepu, bo "synek ma ochotę"?

Dodaj komentarz