Serce z Marcepana… („Zieleń szmaragdu” – Kerstin Gier)

            „-Kiedy mnie
całujesz (…) jest tak, jakby ktoś usuwał mi ziemię spod nóg. Nie mam pojęcia,
jak to robisz ani gdzie się tego nauczyłaś. Jeśli to był film, to koniecznie
musimy go razem obejrzeć.”*
            Ktoś
właśnie złamał ci serce, sprawił, że rozprysło się na milion małych
kawałeczków. Powinnaś teraz wypłakiwać się koleżance przez telefon, objadać czekoladą
i oglądać romantyczne filmy. Tobie nie jest to jednak dane, musisz wykonać
zadanie i nie ważne, że właśnie rozpadł ci się świat. I teraz jest jeszcze
niebezpieczniej niż dotychczas. Musisz uważać i wybrać właściwą stronę…
            Gwendolyn
ma złamane serce, ale zamiast wypłakiwać się swojej przyjaciółce w ramiona musi
wziąć się szybko w garść. Zadanie, które przed nią stoi nie będzie czekać aż
jej serce zostanie na nowo sklejone. Jako podróżniczka w czasie ma swoje
obowiązki, które musi wykonać. Do tego ma nie lada problem – teoria Lucy i
Paula staje się coraz bardziej wiarygodna, a hrabia de Saint German coraz
bardziej straszny. Komu wierzyć i po czyjej stronie stanąć? Przed dziewczyną
trudny czas: musi odkryć wszystkie tajemnice, przetrwać wszystko co ją czeka i
wytrzymać z Gideonem, który jest jej partnerem w podróżach i zarazem przyczyną
jej cierpienia. Jak ona sobie z tym wszystkim poradzi?
            I
oto jest, trzecia i ostatnia część przygód Gwendolyn i Gideona. Trylogia Czasu
sprawiła, że nie mogłam się skupić na niczym innym bo co chwile moje myśli
wracały do fragmentów powieści. Dlatego też bez chwili zwłoki zabrałam się za
ostatni tom tej fascynującej historii. Po raz kolejny i niestety ostatni Gier
wprowadziła mnie w świat gdzie podróżuje się w czasie, próbuje odkryć wszystkie
tajemnice i odkryć, która ze stron jest tą dobrą.
            I
tym razem historia zaczyna się w tym momencie, w którym zakończył się „Błękit
Szafiru”. Jak już wspominałam w poprzedniej recenzji bardzo mi się taki zabieg
podobał – mam wówczas wrażenie, że wracam teraz do czegoś co przed chwilą
odłożyłam i mogę z przyjemnością ponownie się za to zabrać. A jest do czego
bowiem Gier nie spoczęła na laurach tylko zakasała rękawy i stworzyła jeszcze
lepszą kontynuacje niż poprzednie dwa tomy. Wydawało mi się, że to już nie
możliwe, a tu takie zaskoczenie. Jeszcze więcej akcji, niewiadomych i niewyjaśnionych
sytuacji. Więcej emocji i pytań. Tutaj to dopiero się dzieje,  oj tak. Wprost nie mogłam się oderwać od
czytanych stron tylko chłonęłam wszystko ze zniecierpliwieniem i przerażeniem.
Czemu tak? Ponieważ chciałam jak najszybciej poznać zakończenie, a zarazem
świadomość, że każda strona zbliżała mnie do nieuniknionego finału doprowadzała
mnie do wielkiego smutku.
            Wartka
i nieprzewidywalna akcja, ciekawe dialogi, dalszy ciąg tajemnic, które tym
razem powoli są rozwiązywane. Wreszcie poznałam odpowiedzi na pytania ciągnące
się od pierwszej części. Przyznaje, że nie tego się spodziewałam, zaskoczył
mnie taki obrót spraw. I nie chodzi tu o wątek uczuciowy bo ten mimo małych
obaw zakończył się tak jak chciałam. Nadal do końca nie wiadomo komu można
zaufać, trzeba być ostrożnym i czujnym. Nawet przez chwilę nie czułam znudzenia
w trakcie śledzenia następujących po sobie zdarzeń.
            Ponownie
zostałam oczarowana przez bohaterów. Wciągnęli mnie w swój świat i pozwalali
przeżywać przygody wraz z sobą. Śmiałam się z nimi i płakałam. Razem
odkrywaliśmy nowe karty i głowiliśmy się nad sensem postępowania kilku osób.
Wspólnie przeżywaliśmy wzloty i upadki. Gdy pojawiał się Gideon nie tylko Gwen
miękły kolana, a ich ciągłe sprzeczki wywołały porozumiewawczy uśmieszek.
Autorka poprzez główną bohaterkę opisuje nam wszystko i sprawia, że widzimy to
co bohaterowie. Trzeba mi wspomnieć, że widoki te są piękne i wzbudzające
strach. Cała powieść jest emocjonująca, ale ostatnie sto stron było… no nie da
się tego opisać. Po prostu chciało się więcej i więcej.
            W
dalszym ciągu mamy do czynienia z postaciami, które są wykreowane po
mistrzowsku. Gier tchnęła w nich życie i sprawiła, że są realistyczne. Nadała
im szereg przeróżnych cech i sprawiła, że razem i osobno intrygowały mnie i
zdumiewały. Oni sami zmieniali się z każdym kolejnym tomem. Dzięki różnym
punktom widzenia mogli spojrzeć na pewne z prawy z innej perspektywy. Zdarzało
się, że nie nadążałam za tokiem ich rozumowania. W dużej mierze to dzięki nim
cała historia jest tak wciągająca. Zdecydowanie za mało mi było tu Leslie,
brakowało mi jej osoby. Tak samo było z bratem Gideona. Co do niego samego…
Oczarował mnie. Mimo swoich wybryków, rozkazującego tonu i tej dominującej
postawy wprawiał moje serce w szybsze bicie, usta wyginały mi się w głupkowatym
uśmiechu, a wzrok robił maślany. Gwendolyn zmieniła się, i to bardzo, już nie
jest dziewczyną, z którą można robić co się chce. Dużo robi na własną rękę i
mimo, że wszystko dzieje się w krótkim czasie Gwen stała się twardsza i
pokazała, że nie jest taka głupia za jaką jo mają. Jest jeszcze demon –
gargulec, Xemerius, który z miejsca zdobył moje serce. Zabawny, ironiczny, no
bez niego to już nie było by to samo. Sprawiał, że nawet najpoważniejsza
sytuacja była mniej straszna. Uwielbiam go!
            Brakuje
mi słów by wyrazić wszystkie emocje buzujące we mnie po przeczytaniu tej
książki. Jestem zachwycona poziomem, który został utrzymany i tym w jakim
pięknym stylu trylogia została zakończona. Z wielkim żalem rozstaje się z tymi
bohaterami. Bardzo się z nimi zżyłam i przykro mi, że nie poznam ich dalszych
losów. Z pewnością będę wracać do tej trylogii. Polecam tym co czytali lub
zamierzają. Tylko ostrzegam – to niesamowity złodziej czasu!
*str. 404
Autor: Kerstin Gier
Tytuł: Zieleń
szmaragdu
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: luty 2012
Liczba stron: 455
Trylogia
czasu:
Czerwień Rubinu | Błękit Szafiru | Zieleń
Szmaragdu

Ten post ma 14 komentarzy

  1. Antyśka

    Miałam w planach całą trylogię. Ale im więcej czytałam sprzecznych opinii, tym mniej chciało mi się po nią sięgać. Po Twojej opinii widzę, że wiele stracę, jeżeli nie rozpocznę czytania 😉

  2. vivi22

    Pamiętam jak pierwszą część kupiłam od Ciebie. Potem zdobyłam drugą część a teraz szukam i szukam trzeciej i bezskutecznie… Ale jak ją dorwę to od razu (choćby przy furtce, gdy listonosz mi ją wręczy) zacznę ją czytać bo tez polubiłam serię 🙂

  3. Tala

    Podpisuję się pod Twoją recenzją obiema rękami i nogami 😀

  4. Ice_Fire

    Masa osób mówi o tej trylogii i to tylko psrawia, że mam na nią coraz większą chęć. ^.^

  5. Donna

    Ta seria jest niesamowita, po prostu. Gier ma talent, pokazała nam go i teraz możemy mieć do niej żal, że zakończyła trylogię, nie robiąc z niej sagi. Całą serię czytam już dwa razy i bardzo chętnie patrzę na okładki książek na mojej półce.
    Pozdrawiam,

  6. Gosława Ka.

    Nawet nie masz pojęcia jakiej chęci mi narobiłaś na tę trylogię! Muszę ją w końcu kupić, bo w bibliotekach narazie nie znalazłam…

  7. hadzia

    nie słyszałam o tej trylogii nawet:D

  8. Tirindeth

    Ooo tak, i ja byłam tą ksiąŻką zachwycona. A nie – NADAL JESTEM 🙂

  9. Anonimowy

    Ach Ty szczęściaro 🙂 Udało Ci się przeczytać całą trylogię. Mogę tylko zazdrościć i przyznać, że mnie Twoje recenzje jeszcze bardziej zachęciły do sięgnięcia po te książki.

  10. zaczarowana

    Oczywiście po trylogie pragnę sięgnąć od pierwszego momentu, w którym o niej usłyszałam, lecz na razie mi z nią nie po drodze.
    Pozdrawiam!

Dodaj komentarz