Tkwi we mnie wiele warstw bólu. Takiego, którego nie potrafię opisać słowami, a pod nim kryje się piekło. Jest krwawe, płonie żywym ogniem. To agonia. Cierpienie. Tortura.
I zaprzeczenie. To znajdowało się we mnie na dnie. Było czarną dziurą.*
W momencie utraty bliskiej osoby, z którą było się najbliżej, w sercu otwiera się wielka rana. Otacza nas smutek, ból nie do wyobrażenia i otępienie, bo jej już nie ma. Nie porozmawiasz z nią, nie pomilczysz ani nie podzielisz się swoimi sekretami. Już nigdy. Pozostaje ci żyć bez części serca i duszy. Tylko czy to możliwe?
Ojciec Mackenzie dostał awans w pracy i cała rodzina musi się przeprowadzić do nowego miasta. Mac wraz z rodzeństwem musi zacząć naukę i życie wśród nowych ludzi. To nie jest nic strasznego, bo mają siebie, ale w przeddzień osiemnastych urodzin Willow – bliźniaczka Mac – odbiera sobie życie. Co gorsza, to ona znajduje jej ciało oraz list samobójczy, a potem wraz z młodszym bratem musi spędzić noc u zupełnie obcych ludzi. Kiedy nie może zasnąć, udaje się do łazienki, a w drodze powrotnej myli pokoje i trafia do sypialni Ryana, gdzie udaje jej się usnąć i… tak bardzo nie cierpieć. Jak rodzina Mac poradzi sobie z taką stratą i co Ryan zrobi z niespodziewanym gościem?
Sięgnięcie po Pozwól mi zostać było dla mnie tylko kwestią czasu. Tijan jest autorką powieści, które lubię, chociaż czasami się ich boję, no może nie samych książek, a uczuć, jakie we mnie wywołują. Jak było z tym tytułem?
Wiecie, co jest najgorsze w byciu czytelnikiem i recenzentem? W pewnym momencie okazuje się, że już mało która książka wywołuje efekt wow. Podobają nam się, widzimy ich atuty, ale nie zachwycają nas tak, jak na początku, nie tak często, jak byśmy chcieli. Jednak są powieści, którym się to jeszcze udaje i Pozwól mi zostać jest jedną z nich. Jeśli szukacie ckliwego i głupiutkiego romansu, to was rozczaruję, Tijan tutaj tego wam nie ofiaruje. Bo wątek miłosny tutaj jest, ale stanowi tło osi wydarzeń. Ważne, ale nie dominujące. Na pierwszy plan wysuwa się żałoba po utracie siostry bliźniaczki, dziecka oraz fakt, jak ta strata wpływa na rodzinę. Nie ma jednego sposobu na przeżycie żałoby ani określonego czasu na jej zakończenie. Każdy radzi sobie z nią na swój sposób, nie zawsze właściwie, ale gdy ból przesłania wszystko, ciężko myśleć racjonalnie. Tijan to świetnie opisała, ukazała wszystkie oblicza żałoby, emocje temu towarzyszące oraz walkę o każdy kolejny dzień. Pokazała, że w tym czasie wiele może ulec zniszczeniu, ale może też powstać coś pięknego. Co ważniejsze, autorka mocno stawia nacisk na to, jak w tym czasie jest potrzebne wsparcie, nie tylko rodziny, ale i odpowiednich osób.
Obok tego strasznego wydarzenia jest jeszcze życie szkolne, które i bez tego jest trudne, a przy zmaganiu się z taką traumą, jest jeszcze gorsze. Tijan pokazuje prawdziwe oblicze nastolatków, ich potrzebę dopasowania do innych, bycia popularny oraz zawiść i podły charakter. Nastolatki potrafią być okrutne i bezlitosne. Wiadomo, że nie każdy i Tijan o tym wie, jej postacie to mieszanka osobowości i charakterów.
Pozwól mi zostać nie posiada nagłych zwrotów akcji ani szybkiego biegu wydarzeń, nie da się jednak powiedzieć, że to zła i nudna książka. Ta historia pochłania i wstrząsa, sprawia, że serce boli, a myśli krążą z prędkością światła i próbują sobie poradzić z tym całym emocjonalnym ładunkiem. Tijan wie, jak namieszać w głowie i sercu, temu nie da się zaprzeczyć.
Jestem zachwycona charakterystyką postaci. Każda jest inna i na swój sposób wyjątkowa. Wydawało mi się, że poznałam ich do końca, ale w pewnym momencie dotarło do mnie, że to nie możliwe, bo nie da się wiedzieć o kimś wszystkiego, nawet sami siebie nie znamy do końca. Jakim więc cudem miałoby tak być z inną osobą? Mac i Ryan, chociaż zupełnie różni, mają ze sobą wiele wspólnego, rozumieją się i swoje cierpienie. On jest miły i skromny, nie obnosi się swoją popularnością. Troskliwy i opiekuńczy, ale ma w sobie też coś niebezpiecznego. Mac po utracie bliźniaczki stara się odnaleźć siebie na nowo, bez połowy duszy i serca, musi nauczyć się żyć sama i poznać swoje nowe oblicze.
Tijan wstrząsnęła moim światem. Skruszyła moje serce, rozbiła duszę i boleśnie powoli zaczęła je sklejać. Pozwól mi zostać wciągnęło mnie w swój świat i nie pozwoliło o sobie zapomnieć. Całą sobą przeżywałam każdą chwilę oraz zmagania bohaterów. Chciałam działać, pomóc, być przy nich, zrobić cokolwiek. Chociaż w pewnym momencie potrzebowałam przerwy, to myślami byłam przy książce. Tijan rozkłada na części pierwsze każdą emocję i wydarzenie, dba o realność i napięcie. Jak mało kto potrafi zaskarbić sobie moją uwagę i myśli. Na końcu książki autorka pisze, że ta historia ją zmieniła i ja to rozumiem, wiem, o czym pisze, bo czuję to samo. Jak dotąd w moim odczuciu to najlepsza książka autorki. Takiej Tijan jeszcze nie znałam, ale bardzo mi się podoba.
To piękna i bolesna historia o najgorszych chwilach w życiu. Pokazująca jednak, że mamy wybór – możemy się poddać albo stanąć do walki i zwyciężyć. Łamie serce i daje nadzieję. Stawia i burzy mury. Wywołuje łzy i radość. Pozwól mi zostać pozostawia na zawsze ślad w czytelniku.
Nie można walczyć z kimś, kto już wszystko stracił.*
Autor: Tijan Meyer
Tytuł: Pozwól mi zostać
Wydawnictwo: Kobiece
Wydanie: I
Data wydania: 2018-09-28
Kategoria: new adult
ISBN: 9788366134171
Liczba stron: 320
Ocena: 8/10
Książka już czeka na moim czytniku, więc wkrótce na pewno ją przeczytam. 😊
A tak się wzbranialam przed nią strasznie, ale twoja recenzja całkowicie mnie przekonała
Brzmi interesująco 😀 Czytałam już kilka pozytywnych opinii na jej temat, więc może Mikołaj mi ją przyniesie 😉