Gra życia… („Droga do szczęścia” – Nora Roberts)

            „- A ty? – krzyknął. – Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Możemy mieć tuzin dzieci, jeśli zechcesz. Powiedz mi, co się stało tobie!”*
            Pozory, niedomówienia, brak szczerości są wstanie zniszczyć najtrwalszy związek, a co dopiero gdy jest on świeży lub dopiero się tworzy. Każda ze stron obawia się reakcji i drugiej i nie mówi wszystkiego, nie pokazuje swojego prawdziwego oblicza. Dobrze gdy jedna z osób wyczuwa ten lęk i bez przymusu próbuje przekonać drugą aby ujawnił swoje emocje. Tylko co jeśli lęk będzie silniejszy?
            Książka podzielona jest na dwa opowiadania, „Przerwana gra” oraz „Skazani na siebie”, które mówią o czterech osobach. Cała ta czwórka ma za sobą niezbyt miłe przejścia, ale nigdy się nie poddali i teraz robią to co kochają. Czy potrzeba im czegoś więcej do szczęścia?
            Pierwsze opowiadanie mówi o Asher Wolfe i Taju  Starbuck’u. Obydwoje są tenisistami i trzy lata temu połączył ich namiętny romans. Pewnego dnia choć nic tego nie zapowiadało Asher znika i wychodzi za mąż za lorda Wickerton’a oraz porzuca tenis. Po trzech latach wraca z nadzieją, że uda jej się unikać Taja na tyle ile będzie to możliwe. Nie sądziła jednak, że uczucie, które ich łączyło wybuchnie ze zdwojoną siłą. To czy tym razem im się uda zależy od nich samych i od tego jak przyjmą okrutną prawdę.
            Historia „Skazani na siebie” opowiada nam o Pandorze McVie i Michaelu Donahue. Jest to bardzo dalekie kuzynostwo i nie są prawdziwą rodziną. W momencie ich poznania uczestniczą w odczytaniu testamentu, który zostawił zmarły wuj Jolley. Dziwnym trafem to oni dostają wszystko… pod jednym warunkiem. Muszą zamieszkać razem na pół roku w rezydencji wujka. Obydwoje są świadomi wzajemnej nie chęci do siebie, ale też nie mają zamiaru pozwolić by ich pazerna rodzinka rozprzedała wszystko co staruszek kochał. Zgadzają się na ten warunek i od tej pory przez pół roku przebywają ze sobą. Michael z czasem zauważa w Pandorze kobietę swojego życia i mimo jej niechęci robi wszystko by przyznała się przed samą sobą iż coś ich łączy. Z pewnością zbliża ich do siebie to, że ktoś czyha na ich życie. Tylko czy to wystarczy?
            „Możesz tłumić emocje, ile tylko chcesz. Możesz nazywać to, co zachodzi między nami, w sposób tak prozaiczny i praktyczny, jak tylko potrafisz. Możesz kręcić nosem na kolację przy świecach i nastrojową muzykę. I tak będzie to bez znaczenia i niczego nie zmieni. (…) Mam zamiar doprowadzić do tego, kuzynko że będziesz myślała tylko o mnie, wyłącznie o mnie.(…)”**
            Kolejny raz Nora Roberts w dość krótkim odstępie czasu. W ostatnich dniach stawiam na literaturę lekką, łatwą i przyjemną. Jakoś tak nabrałam ochoty właśnie na książki tej autorki. Wiem czego mogę się po niej spodziewać ale wiem też, że potrafi zaskoczyć. Czy i tym razem tak było? No tak trochę nie bardzo. Przyznać muszę, że tym razem się trochę zawiodłam. Zazwyczaj książki amerykańskiej autorki wciągały mnie od pierwszych stron i dopóki nie skończyłam czytać nie mogłam się od nich oderwać. Teraz zaś początek mi się dłużył, łapałam się na tym, że niby czytam, a jednak moje myśli błądziły gdzieś dalej. Ne do tego Roberts mnie przyzwyczaiła. Nie było źle, ale nie było też dobrze.
            „Przerwana gra” wydała mi się taka… nijaka. Bez emocji, nierealna. Trudno było mi przełknąć to jak rozwijała się w tym opowiadaniu akcja, a raczej jej brak. Asher wraca po trzech latach i tak od razu ponownie wiąże się z Tajem. Niby się opierają, niby czują urazę ale za chwile rzucają się sobie w ramiona. Bez żadnych wyjaśnień, które mogłoby się zdawać są potrzebne. I nie mówię tu o natychmiastowej spowiedzi od A do Z, bo wiadomo, że fabuła umarłaby wtedy śmiercią naturalną. Dopiero zakończenie było takie jak powinno i zrekompensowało trochę moje rozczarowanie. Cały czas odnoszę wrażenie, że to opowiadanie powstało aby było. Choć przyznaję, że z opisami miejsc Roberts i tym razem się postarała.
            „Skazani na siebie” już mi się bardziej podobało. Początek tego nie zapowiadał, ale po kilku stronach dałam się wciągnąć w fabułę i z ciekawością śledziłam losy Pandory i Michaela. Tu przynajmniej coś się działo między bohaterami. Ich ciągłe sprzeczki bawiły, czasem wzruszały. Tych dwoje pasuje do siebie bardziej niż początkowo są skłonni to przyznać. Wspólne przebywanie razem uświadamia im, że mieli mylne wyobrażenia o sobie. Ciśnie mi się na myśl w tym przypadku przysłowie „kto się czubi ten się lubi”. Dreszczyku emocji dodaje wątek kryminalny. Wraz z bohaterami zastanawiamy się kto jest skłonny czyhać na ich życie. Zdecydowanie te było lepsze. No i swoją drogą wuj tych dwoje miał dość niekonwencjonalny pomysł aby ich do siebie zbliżyć…
            „Droga do szczęścia” jest jedną z gorszych książek Nory Roberts, ale nie brakuje jej ciekawych wątków oraz interesujących postaci.  Na długie letnie dni lub chwilę wytchnienia od tych poważniejszych książek jest w sam raz. Z sentymentu do twórczości autorki daje jej mocną czwórkę.
*str. 217
**str. 370
Autor: Nora Roberts
Tytuł: Droga do szczęścia
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: maj 2010

Liczba stron: 448

Ten post ma 12 komentarzy

  1. Meow

    Tak śliczna okładka, a tak banalna treść?! No nie! A taką miałam ochotę na tę książkę po wejściu na Twój blog. 🙁

  2. coraz częściej widuję recenzje książek tej autorki, a sama jakoś nie mogę się do niej przekonać, w sumie nie wiem czemu, ale nie sięgam po jej książki nawet widząc je w bibliotece
    ten tytuł chyba jednak mimo tego sobie odpuszczę
    pozdrawiam

  3. Ewa

    Mnie z panią Roberts jakoś ciągle nie po drodze. 😉

  4. Czytałam kilka książek Nory i ma ona w swoim dorobku lepsze i gorsze pozycje 🙂 Jeszcze się zastanowię na tą, mam nadzieje, że kiedy ją dorwę to będzie mi się podobała ;]

  5. Anonimowy

    Skazani na siebie ukazali się już kilka lat temu. Spodobało mi się to opowiadanie, ponieważ między bohaterami ciągle iskrzyło. w dodatku ktoś postanowił ich zamordować, a oni musieli zacząć działać wspólnie, aby wykryć mordercę.
    To lekka lektura, która pozwala się zrelaksować.

    Pozdrawiam
    Lena
    zadurzonawksiazkach.blog.onet.pl

  6. Marcepankowa

    Nie, raczej nie dla mnie. Odrzuca mnie ten "namiętny romans" 😀

  7. Anonimowy

    Bardzo ładna okładka, naprawdę śliczna 🙂 A i fabuła jak dla mnie też spoko, także jeśli tylko będę miała okazję to przeczytam 🙂

  8. cyrysia

    Lubię twórczość Nory, ale widzę, że powyższa książka nieco blado wypada w twoich oczach. Może nie będę jej jakoś usilnie szukać, ale jak spotkam ją okazyjnie, to przez wzgląd na sentyment do tej autorki, przeczytam.

  9. Fuzja

    Nora Roberts jakoś mnie nie przekonuje :/

Dodaj komentarz