To takie dziwne, że człowiek ze wszystkimi swoimi myślami, pomysłami i uczuciami może być tutaj w jednej chwili, a w następnej po prostu… zniknąć.*
Miłość dopada nas niespodziewanie, często w najmniej spodziewanym momencie, nawet gdy osobom postronnym mogłoby się wydawać, że nie ma w naszym życiu na to miejsca, że to wszystko skomplikuje i popchnie nas ku temu, co nas niszczy. Tylko czy na pewno? Czy nasze słabości i defekty muszą odbierać szansę na szczęście?
Sport, sława i pieniądze zmieniły Holdena Scotta. Zatracił się w tym i zgubił sens życia. Ciągłe imprezy, co chwile inne kobiety sprawiły, że stał się zupełnie innym człowiekiem i gdyby w ostatnim momencie nie zdecydował się zawalczyć o siebie, to byłby jego koniec. Zaszywa się w leśnej głuszy i próbuje poukładać sobie w głowie, odnaleźć wartości którymi się kierował i na nowo w nie uwierzyć. Niespodziewanie w swojej samotni spotyka dziewczynę, która za każdym razem znika w lesie. Jaka jest jej historia? Co w sobie skrywa Holden?
Mia Sheridan jest jedną z tych autorek, po której książki sięgam dosłownie w ciemno. Nie muszę czytać opisów, przeglądać opinii, po prostu biorę i czytam. Tak też było z Bez lęku – powieścią, która… sprawiła, że zupełnie nie wiem, co mam teraz myśleć i pisać.
Bo wiecie, problem z Bez lęku jest taki, że początkowo i przez dłuższy czas miałam wrażenie, że ta historia będzie jak setki innych, taka zwyczajna. Potem jednak w fabule następuje taki zwrot akcji, że zaczęłam śledzić bieg wydarzeń z większym zainteresowaniem, a następnie… jest zakończenie. Finał, który dosłownie wbił mnie w fotel i sprawił, że przez długi czas wpatrywałam się w ostatnią stronę i od nowa analizowałam całą powieść, bo nie mogłam uwierzyć w to, co przeczytałam. Prawdą jednak jest, że nic, absolutnie nic, nie jest w stanie przygotować nas na zawartość Bez lęku. Mia Sheridan perfekcyjnie ukazuje nie tylko emocje, otoczenie, ale również portrety psychologiczne postaci, a uwierzcie mi, to nie było łatwe. Tyle tropów, tyle słów i opisów, a jednak autorka bez problemów zwodziła mnie i uśpiła moją czujność. Tak bardzo, że obecnie jestem zachwycona, ale nie bardzo wiem, jak zamienić to w słowa.
Jak już wspomniałam wyżej – jestem zachwycona kreację bohaterów. To Lily i Holden są tutaj najważniejsi, to ich wersję wydarzeń poznawałam na przemian i mogłam zaglądać im do serc i umysłów. Miałam wrażenie, że z każdą stroną poznaję ich coraz lepiej, że tak jak oni odnajduje się w tej historii, a potem BUM i nie wiem nic, błądzę we mgle. No bo jak? Jak można tak głęboko wejść w postacie i nimi dyrygować tak, by tego nie wyłapać nawet przez chwilę. Jestem zachwycona, zszokowana i pełna podziwu.
Bez lęku mnie zaskoczyło, już myślałam, że mam wyrobione zdanie o książce, już układałam w głowie słowa recenzji, by za chwilę przekonać się, że to był marny trud. Trudno tutaj mówić o zżyciu się z bohaterami, ale z fascynacją obserwowałam ich poczynania, zmagania z uczuciami i ich mrocznymi ścieżkami. Oni fascynowali i przyciągali. Mia Sheridan pokazała, że ma jeszcze czym zaskoczyć i wie, jak to wykorzystać. Pisze o uczuciach, lękach, przyjaźni i miłości, która porywa serca swoją nietypowością. Ta powieść jest tajemnicza i trudna do rozgryzienia. Mam wrażenie, że skrywa w sobie dużo więcej niż odkryłam.
Najnowszą książkę Mii Sheridan zaliczam do tej najlepszej w jej dorobku pisarskim i teraz moja poprzeczka z oczekiwaniami stoi bardzo wysoko. Bez lęku porywa, ale trzeba dać czas historii, zapewniam jednak, że warto. Wręcz trzeba dać szansę tej książce, bo potem można tego żałować. Polecam z całego serca.
Autor: Mia Sheridan
Tytuł: Bez lęku
Wydawnictwo: Otwarte
Wydanie: I
Data wydania: 2018-06-06
Kategoria: obyczajowa
ISBN: 9788375154801
Liczba stron: 328
Ocena: 10/10