Na pewnym etapie nauki każdy musi, a raczej powinien, wybrać kierunek, którym chciałby podążyć. Czasami jest to trudne, bo szukamy drogi, która najlepiej będzie nam odpowiadać. Zdarza się, że po prostu wiemy, co chcemy robić i do tego dążymy. Mamy cel i nie myślimy, że może się coś zmienić… A kiedy się tak dzieje to… to koniec.
Siedemnastoletni Ezra Faulkner był kiedyś gwiazdą szkoły, popularny, lubiany, rozchwytywany. Miał piękną dziewczynę i plany związane z karierą sportową. Był pewny, że czeka na niego dużo wspaniałych chwil. Wszystko zmienia się jednego wieczoru, kiedy odkrywa, że jego dziewczyna go zdradza, a on sam ulega poważnemu wypadkowi samochodowemu, niweczącemu karierę sportową. Ciężko pogodzić się z wizją wymarzonej przyszłości i z ograniczeniami spowodowanymi wypadkiem, jeszcze trudniejsze staje się, to kiedy przyjaciele cię ignorują. Ezra nie może się pogodzić z tym, co go spotkało i funkcjonuje w swoim małym światku… do czasu poznania Cassidy.
Zapowiedź Początku wszystkiego bardzo mnie zaciekawiła i szczerze mówiąc, nie mogłam się doczekać aż uda mi się do niej dorwać. Zachwyciła mnie okładka, nie mogłam się na nią napatrzeć, opis sugerował zaś, że dostanę coś, co lubię w tego typu powieściach. Czy tak się stało?
Przyznaję, że sięgając po ten tytuł, miałam pewne oczekiwania i liczyłam, że Robyn Schneider im sprosta. Po części się tak nawet stało, ale to za mało, by się nim aż tak zachwycać. Plusem powieści jest, iż nie do końca trąci schematami (chociaż opis powyżej może temu zaprzeczać) – nie mamy tu zmian zachodzących pod wpływem poznanej osoby, tylko samego siebie, w odpowiednim czasie. Nie dostałam też ckliwego romansu z całkowitym happy endem, a bardziej… opis wydarzeń, jakby trochę pozbawionych emocji z życiowym zakończeniem. Tutaj niestety zaczyna się to, co nie wzbudziło mojego zachwytu. Nie mogę przyczepić się do tekstu, bo jest dopracowany, treść też została przemyślana, ale autorowi nie do końca wyszło przelanie na kartki emocji i zarysowanie zachodzących zmian w bohaterze, one po prostu nagle były.
O bohaterach niewiele mogę powiedzieć, żaden nie zapadł mi specjalnie w pamięci, ale z drugiej strony nie mogę im nic zarzucić. W moim odczuciu zabrakło im iskry, która nadałaby im więcej charakteru i czegoś, co sprawiłoby, że będę za jakiś czas o nic pamiętać. Niemniej muszę przyznać, że Robyn Schneider stworzył postacie o różnej osobowości, podczas czytania bez problemu rozróżniałam, kto jest kim. Jednak nie mogłam ich bliżej poznać, nawet Ezrę. Przez to nie mogłam wczuć się w historię ani zżyć się z bohaterami.
Jestem trochę rozczarowana tym tytułem. To prawda – czytało się go szybko i nawet przyjemnie, ale nie czułam przy tym emocji towarzyszących bohaterom. Były zbyt… płaskie, jakby ukryte. Nie mogłam wczuć się w fabułę ani zżyć z bohaterami. Dla mnie to zawsze połowa sukcesu powieści. Niestety, tu tego zabrakło, trochę szkoda. Myślę, że książka spodoba się nieco młodszym, bo autor porusza ważne dla nastolatków tematy – akceptacja otoczenia, zrozumienie kim się jest i kim chce się być, czy też przekaz, że nie zawsze tragedia może być końcem.
Początek wszystkiego to dobre young adlut, ale ma też swoje wady. Gdyby autor popracował nad opisami uczuć i tego, co siedzi postaciom w głowach, byłoby naprawdę bardzo dobre. Niesie jednak ze sobą ważny przekaz i decyzję o przeczytaniu pozostawiam wam.
Autor: Robyn Schneider
Tytuł: Początek wszystkiego
Wydawnictwo: Moondrive
Data wydania: 2017-06-14
Kategoria: Young Adlut
ISBN: 9788375154603
Liczba stron: 320
Ocena: 6/10