Konkurs: Jak w waszej wyobraźni wygląda wyspa Lumia?

Dzisiaj, tak jak zapowiedziałam na FP bloga, przybywam do was z konkursem, w którym będą do wygrania 2 egzemplarze Wyspy Joanny Miszczuk. Książki, która mnie zaskoczyła, oczarowała i sprawiła, że nie mogę o niej zapomnieć. Aby ją wygrać należy odpowiedzieć na jedno pytanie, dla ułatwienia (mam nadzieję) wklejam fragment blurbu.

“Maxime w wyniku dramatycznych wydarzeń trafia na tajemnicza wyspę Lumię.
Wyspa jest praktycznie odcięta od świata, ukryta tak, że nawet bliska
Europa nie ma pojęcia o jej istnieniu. Mieszkańcy Lumii rozwijają
cywilizację równoległą do naszej, jednak opartą na zupełnie innych
podstawach – zarówno technologicznych, jak i moralnych.”
Regulamin:
1. Organizatorem konkursu jest autorka bloga
“Zapatrzona w książki”.
2. Konkurs trwa od 06.08.2015 r. do 20.08.2015 r. (do
godziny 23.59)
.
3. Wyniki zostaną ogłoszone na blogu do dziesięciu dni
roboczych od zakończenia konkursu.
4. Zwycięzca jest zobowiązany wysłać maila z danymi
adresowymi na adres konkursyb@o2.pl w
ciągu trzech dni od momentu ogłoszenia wyników. Po tym terminie nastąpi wybór
nowego zwycięzcy.
5. Sponsorem nagród jest  wydawnictwo Prószyński i S-ka
6. Aby wziąć udział w konkursie należy pod tym postem
pozostawić komentarz, który będzie zawierał Wasz adres mailowy, oraz
odpowiedź na zadanie. W przypadku zdjęć, prac plastycznych odpowiedzi
należy wysłać na maila konkursyb@o2.pl. 
7. Zadanie: Jak w waszej wyobraźni wygląda wyspa Lumia?
8. W konkursie mogą wziąć udział jedynie osoby posiadające
adres korespondencyjny w Polsce.
9. Do zdobycia są książki, których fundatorem jest wymienione wyżej wydawnictwo,  a wartość nagrody jest równoznaczna z kwotą
znajdującą się na jej okładce.
10. Zwycięzcami konkursu zostaną dwie osoby, których wypowiedzi
najbardziej przypadną do gustu autorce bloga “Zapatrzona w książki”.
11. Prawo do składania reklamacji w zakresie niezgodności
przeprowadzenia konkursu z Regulaminem, służy każdemu uczestnikowi w ciągu
trzech dni od daty wyłonienia jego laureatów. Należy je zgłaszać w formie e-maila
na adres: konkursyb@o2.pl
Powodzenia!

Ten post ma 10 komentarzy

  1. Patrycja Waniek

    Jak przyjemnie, jak ciepło i mięciutko. Już mam się przeciągnąć, kiedy pod ręką czuję piasek. Jeszcze w nocy leżałam na łóżku w dość nieprzyjaznym hotelu i rozmyślałam o moim występowaniu na konferencji, musiałam zasnąć pomiędzy jednym nudnym zdaniem, a drugim… Ale co ja robię na piasku… Nawet resztki snu zostały przegonione, wstaję jednym syzbkim ruchem. Przed sobą mam morze, a może oceac, piękna błękitna woda, pod stopami cudny, prawie biały piasek, bardzo delikatny. Za mną dżungla, najprawdziwsza, pełna odcieni zieleni, niesamowicie gęsta. Kiedy mija pierwszy szok, kiedy mózg przyjął informacje, że coś jednak tu nie gra i nie powinnam znajdować się w tym pięknym miejscu, zaczęłam się rozglądać uważniej. Szukałam samolotu, łodzi, samochodu, czegokolwiek, czym mogłabym stąd odjechać. Powtarzałam sobie w myślach, by nie panikować i dzięki temu… panikowałam jeszcze bardziej. Miałam zacząć krzyczeć, szukać pomocy, kiedy na piasku zobaczyłam telefon. Nie wiem, dlaczego wcześniej go nie zauważyłam, był czarny, należał do tych najstarszych, które pamiętam z najmłodszych lat, bez aparatu, czarno-biały ekran, dzwonienie i pisanie, to jego jedyne opcje. Czy tu jest zasięg…? Problem był jednak trochę większy, tu nie było zasięgu! O boże, w co ja się wpakowałam, w co ja się wpakowałam? Nie wierzę, nie wierzę! W ten telefon zaczął piszczeć, zaświeciła się jakąś żółta kontrolka i zaczęła mrugać. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i czekałam. Wten usłyszałam przyjemny głos: "Witamy w naszym SPA "Wyspa", została Pani wytypowana do przetestowania naszego nowego zabiegu. Niedługo przyjdzie po Panią masażysta i zaprosi do hotelu. Mamy nadzieję, że pierwsze chwile na naszej wyspie nie były zbyt stresujące. Taki początek wycieckzi zamówiła dla Pani Pani przyjaciółka. Życzymy udanej zabawy i proszę nie rozstawać się z tym telefonem. Na wyspie tylko, dzięki nim mamy zasięg. Pani bagaże czekają w pokoju hotelowym. Do widzenia". Stałam z rozdziabioną buzią i nie wiedziałam, co myśleć. Zawsze marzyłam o wizycie w drogim salonie SPA, a Kate obiecała mi to załatwić, ale to co zrobiła na początku. Wiem, gdy tylko wrócę, najpierw ją wycałuję, przytulę, a potem zabiję. Moja kochana żartownisia.

    Pozdrawiam,
    patrycja.dorotka@gmail.com

  2. Sylwia Feather

    Lumia – wyspa, na której teraz przyszło mi żyć. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam przed obudzeniem się tutaj trzy dni temu jest wypadek samochodowy. Ciężarówka z naprzeciwka nagle zjechała na mój pas ruchu i zanim zdążyłam zareagować słyszałam tylko brzęk tłuczonego szkła i przeraźliwy zgrzyt wyginanej blachy. Powiedziano mi, że zostałam zakwaterowana na wyspie z ważnych powodów. Nie dociekałam jakich. Poinformowano mnie również, że na pobyt tutaj zasłużyłam wolą życia po karambolu drogowym. Od obudzenia się tu jeszcze nie wyszłam na zewnątrz budynku, w którym przebywałam. Wszystko wewnątrz było urządzone nieco ascetycznie, dominowały barwy natury. Nadszedł cza abym rozejrzała się po świecie za wielkim oknem tarasowym. Pchnęłam drewniane ramy i do środka wpadło trochę świeżego powietrza zmieszanego z morską bryzą. Niebo było tak przejrzyste, że wydawać by się mogło, iż patrzy się na nie przez szklany sufit, albo coś w rodzaju kopuły. Wzdłuż brzegu co kilkadziesiąt metrów były rozstawione wysokie potężne słupy przypominające te wysokiego napięcia lecz dużo bardziej złożone. Zauważyłam też ludzi krzątających się pomiędzy domkami podobnymi do mojego. Kobiety nosiły długie szare spódnice oraz bluzki dokładnie okrywające ramiona i dekolt, mężczyźni natomiast byli odziani w spodnie i obszerne koszule tego samego koloru. Niewiele jeszcze wiedziałam, ale miałam świadomość, że panują tutaj inne zasady niż te dotyczące mnie do tej pory w Europie. Technologia też wydawała się bardziej rozwinięta, co kontrastowało z innymi aspektami życia. Moim jedynym wyjściem było przyzwyczaić się do tego i nauczyć się tu żyć, ponieważ wiedziałam, że będę mieszkać na tej wyspie już zawsze.

    Serdecznie pozdrawiam:)

    sylwia217@interia.eu

  3. Kasia Pawlik

    Obudziłam się na czymś sypkim i jednocześnie miękkim. Usiadłam i zorientowałam się, że jestem na przepięknej wyspie Lumia. Wokół zobaczyłam wiele wysokich palm na których widniały duże kokosy. Podeszłam i urwałam jeden. Mleko w nim było delikatne i słodkie. Po obejrzeniu wybrzeża udałam się w głąb wyspy i moim oczom ukazała się nie wielka wioska otoczona zielonymi pagórkami. Szybkim krokiem ruszyłam ku wielkim drewnianym wrotom. Gdy weszłam nikogo nie ujrzałam. Wygląda że wioska jest pusta ale nawet dobrze rozwinięta. Postanowiłam się tu osiedlić. W następnych dniach zwiedzałam wyspę. Była to dla mnie prawdziwą rozkosz. Gdzie nie poszła tam było dużo egzotycznych owoców i roślin. Bardziej obawiałam się zwierząt ale na szczęście na żadne nie trafiłam. Poczułam się jak w pięknej bajce nie mającej końca. Jednak brakowało mi jednej osoby: przyjaciela z którym bym mogła się podzielić wszystkimi przeżyciami.

    Pozdrawiam

    kasiapawlik435@gmail.com

  4. Book Worm

    Otwieram oczy. Początkowo rozmazany obraz nabiera ostrości, mój wzrok nie jest w stanie ogarnąć całej gamy barw, jaka się wokół rozpościera.
    Jestem w raju – myślę.
    Stoję na miękkiej, bujnej, soczyście zielonej trawie, nade mną bezchmurne, lazurowe niebo, a dookoła dżungla pełna egzotycznych kwiatów. Ale to nie jest zwykła dżungla… Rośliny przewyższają mnie kilkukrotnie sprawiając, że czuję się jak Alicja w Krainie Czarów po wypiciu zmniejszającej mikstury. Ogarnia mnie fala przerażenia i ekscytacji zarazem. Po lewej tuż nad moim ramieniem, kołysze się ogromny karmazynowy kwiat podobny do orchidei, obok niej dziwna szmaragdowa łodyga w całości pokryta kolcami, a za nią drzewo z purpurowymi szyszkami.
    – Ależ tu… pięknie i dziwnie – szepczę.
    Rośliny są tak ciasno splecione, że mam wrażenie, jakbym trafiła do ogromnej, kolorowej, tętniącej życiem klatki. Obracam się powoli szukając jakiegoś przejścia, ścieżki, czegokolwiek. Nic. Schylam się. I nic. Nie ma wyjścia. Rzucam okiem na kolczastą roślinę, podchodzę do niej, sprawdzam jej wytrzymałość i przychodzi mi do głowy, że mogę spróbować się po niej wspiąć. Stawiam pierwszy krok, kolejny i brnę do góry jak po ogromnej drabinie. Nagle na niebie pojawia się ciemniejszy punkcik, który robi się coraz większy z każdym przebytym metrem. Wspinam się dalej. Lewa noga, prawa, lewa, prawa.
    – Auć! Cholera! – wrzeszczę nagle.
    Rąbnęłam się o coś głową i zachwiałam ledwo utrzymując równowagę. Spoglądam w dół i zdaję sobie sprawę, że upadek z tej wysokości pewnie przypłaciłabym życiem. Podnoszę w górę rękę i… dotykam nieba, a raczej tego co przed chwilą wydawało się być niebem. Punkcik znikł. Badam dotykiem dziwną powierzchnię. Jest twarda i jakby elastyczna zarazem, po chwili udaje mi się natknąć palcami na jakąś wypustkę, ściskam i tuż pod moimi stopami pojawia się półprzezroczysta platforma, wchodzę na nią, upewniając się, że nie spadnę. I spadam… Otwieram oczy oszołomiona. Kolorowa dżungla zniknęła, leżę na twardym, chyba szpitalnym łóżku. Wokół pełno różnych sprzętów, migającej i pikającej aparatury. Wygląda mi to na salę tortur z przyszłości. Podchodzi do mnie kobieta odziana od stóp do głów w biały uniform, na głowie tez ma jakiś zabezpieczający hełm. Od razu przychodzą mi do głowy skojarzenia z filmami o wybuchach epidemii, wirusach.
    – Witamy na wyspie Lumia. Zaliczyłaś pierwszy test pozytywnie. Zakończyłaś swoje dotychczasowe życie. Dla Londynu umarłaś. Ale nam jeszcze jesteś potrzebna.
    k.mac-dolek@o2.pl

  5. magi18

    Lumia – wyspa, w której marzenia się spełniają. Brak jest w niej samochodów, motorów, pociągów, za to jest coś, co działa jak teleportacja. Są na niej roboty, które pomagają. Każdy z mieszkańców ma swoje zadanie, nikt się nie sprzecza o to. Niektórzy są rolnikami, inni rybakami, jeszcze inni lekarzami, policjantami itp. Władzę wybierają ludzie i w każdej chwili mogą z niej zrezygnować, jeśli nie spełniała ich oczekiwań. Nic na tej wyspie się nie marnuję, ludzie potrafią świetnie wykorzystać każde śmieci. Nie ma na wyspie rzeczy niepotrzebnych. Mieszkancy ubrani są w wygodne kombinezony, które same przystosowują się do warunków na dworze.
    Po środku wyspy znajduje się wulkan, z którego ludzie nauczyli się czerpać energię. Na wyspie są lasy, rośliny, zwierząta takie jak w innych częściach świata.
    Papier nie jest im potrzebny, wszystko przekazują za pomocą komputerów, tabletów lub myśli (tak, potrafią rozmawiać, nie mówiąc i mogą to robić na wielkie odległości). Do ogrzewania mieszkań drzewo również nie jest potrzebne. Zatem lasy mają się bezpiecznie.
    Jest to mniejsce przyjemne i bezpieczne, w którym każdy chciałby żyć.

    magda-17_17@o2.pl

  6. Le Sherry

    Ach, totalnie w ostatnich dniach nie mam weny pisarskiej, ani do czytania, więc niestety się nie popiszę, za to życzę innym powodzenia. 🙂 A książkę zdobędę tak czy inaczej, bo skoro ty polecasz, i rekomendujesz na okładce – z tego co kojarzę – to nie mam żadnych pytań. 🙂
    Pozdrawiam,
    Sherry

  7. Gab riela

    Ostatnie, co pamiętam to zamknięcie powiek. Byłam już taka zmęczona, wypruta, bez resztek energii. Marzyłam tylko o tym, by jak najszybciej dotrzeć do mojego domu i rzucić się na łóżko. Sen… ile ja bym wtedy za niego dała! A zwłaszcza po tak ciężkim dniu pracy, jak miałam ostatnio. Pamiętam moją głowę, opadającą bezwiednie na kierownicę samochodu. Pamiętam ten gwar, hałas, ryk klaksonu. To auto nadal we mnie uderza. Raz po raz. Czuję to nawet w czubku mojego najmniejszego palca u stopy. Czuję to wszędzie, to kłucie, nacisk na moje ciało i przeszywający ból, który wcale nie dodaje mi otuchy. Posmak krwi w ustach, lekko zdrętwiałe kończyny i niezwykle odczuwalna niemoc w prawym barku. Coś mnie naciska, ale od spodu. Zaraz…
    Przeciągnęłam się, rozprostowując moje kończyny. Oczy nadal miałam zamknięte, ale już po chwili je otworzyłam, by za moment znowu je zamknąć i zmrużyć kilkukrotnie, nabierając ostrości. To jednak nie na wiele mi się zdało, bo wszędzie jest… ciemno. Usiadłam prosto. Nie widzę zupełnie nic. Wytężyłam wzrok. Chociaż nie, dostrzegam tam, na prawo, zarys czegoś, jakiś kontur. To chyba drzewo, ale pewności nie mam. Przeniosłam rękę do tyłu, by się podeprzeć i nagle zamarłam…
    Kości. Wszędzie małe i większe, połamane i całe, starsze i świeższe. Kości! Czym prędzej się podniosłam się z ziemi, nie ukrywając obrzydzenia, jakie mną targało. Wydawało mi się, że moje serce zaraz wyskoczy mi przez gardło, ale wtedy poczułam ucisk w żołądku i zwymiotowałam wszystko to, co miałam w brzuchu, na jakąś roślinkę. Zrobiło mi się odrobinę lepiej, ale po chwili cała się spięłam i przyjęłam pozycje obronną, bo gdzieś niedaleko mnie, możliwe że naprzeciwko, coś się poruszyło. Właściwie „to coś” zmierzało w moją stronę, bo kroki słyszałam wyraźnie.
    Nagle usłyszałam krzyk. Potworny, przeraźliwy i przeciągły. Dosłownie taki, jakby kogoś obdzierali ze skóry żywcem. Wzdrygnęłam się i próbowałam kucnąć, by stać się mniej widoczną. Całe szczęście, że miałam na sobie ciemne ciuchy. Ciemne, ale.. zerknęłam w dół. Całe podarte. Cholera! Krzyk rozbrzmiał ponownie i stawał się coraz głośniejszy. Dochodził do mojego ciała i tak, jakby je pochłaniał, docierając do każdego zakończenia nerwowego. Kroki ustały, co jednak nie znaczy, że mogę zacząć zachowywać się swobodnie. Po chwili „to coś” zaczęło biec. Całe szczęście, że nie w moją stronę. Pobiegło to bowiem w stronę, z której dochodził krzyk, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo strasznie ciężko było to odróżnić, zwłaszcza jeśli odbijał się on echem.

    1. Gab riela

      Moje oczy zaczęły się już przyzwyczajać do wszechogarniającej ciemności, dlatego też z łatwością dostrzegłam roślinkę, na którą wcześniej zwymiotowałam, i też kilka innych obok. Były dziwne, może nawet przerażające, ale z pewnością jeszcze nigdy takich nie widziałam. Wywołały u mnie dreszcz, który nieprzyjemnie przebiegł po mojej skórze. Rośliny te były na pewno ciemnego koloru, nienaturalnego wręcz, i wyglądały na uschnięte, ale co ja mogę powiedzieć, kiedy jest noc. Ich łodygi rozchodziły się na wiele odnóży, tworząc coś na wzór grubych gałązek drzewa. Z każdego końca wystawało po kilka… Ała! Moja wrodzona ciekawość zwyciężyła i dotknęłam tego, co jak się okazuje było błędem. Pokłułam się w dłoń. Przycisnęłam ją do piersi, bo to uczucie było nieznośne. To tak, jakby mrówki raz po raz mnie gryzły, w jedno i to samo miejsce, bez przerwy. Zachwiałam się, wyciągając ręce przed siebie, by złapać równowagę, ale moje kończyny zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Opadłam bezradnie na stertę tych kości i choć zaczęły targać mną torsje, nie mogłam się podnieść, przekręcić, poruszyć nogą. Byłam bezradna… a w obliczu niebezpieczeństwa, które wiem, że czai się gdzieś tam niedaleko, stałam się łatwym celem.
      Boże, pozwól mi przetrwać jakoś tę noc – pomyślałam, bo wypowiedzenie słów byłoby nie na miejscu, a choć próbowałam otworzyć usta, po prostu się nie dało. Załamałam się i prowadziłam w duchu z samą sobą ciche konwersacje. Kiedy coś delikatnie zaszeleściło, ja już myślałam, że to mój koniec. I było tak za każdym razem, przy najmniejszym szeleście nieopodal, przy najcichszym dźwięku, każdym trzepotaniu skrzydeł ptaka czy poruszaniu gałęzi drzew przez wiatr. Za każdym razem umierałam z przerażenia. Niczego nie byłam pewna, bo w każdej chwili ktoś lub coś mogło się na mnie rzucić. Mogło mnie zabić…
      Dotrwałam jakoś do rana, leżąc tam, na tych kościach, ale nadal nie mogłam się ruszać i to denerwowało mnie najbardziej. Kiedy słońce zaczynało wyłaniać się zza horyzontu, byłam spokojniejsza i oddychałam wolniej. Nie mogłam jednak zamknąć powiek i pozwolić sobie na sen po nieprzespanej nocy. Nie mogłam tego zrobić, bo byłoby to dla mnie wyrokiem. Co to za dziwne miejsce, gdzie dotknięcie jednego kolca równa się paraliżem ciała na kilkanaście godzin. Moja matko, w co ja się wpakowałam?! Zaczęłam gorączkowo rozmyślać, ponieważ kilka rzeczy nie dawało mi spokoju. Po pierwsze: skąd się tu wzięłam. Po drugie: kiedy będę mogła się ruszyć i w końcu stąd zwiać. Po trzecie: czy tam czasem nie ma kogoś, kto na mnie czyha? Po czwarte: Boże, co ja narobiłam!
      Po chwili ktoś wyłonił się zza linii drzew naprzeciwko mnie. Nie widziałam niestety kto, ponieważ nie leżałam w najdogodniejsze pozycji, ale w duchu byłam sobie wdzięczna, że upadłam tak, a nie inaczej. Przynajmniej teraz nie muszę patrzeć na mojego zabójcę… Serce łomotało mi w piersi, jak po ciężkim i długim biegu, sprincie, a może nawet jeszcze szybciej? Zacisnęłam powieki, czekając na koniec. Miałam już wystarczająco dużo czasu, żeby w pewnym stopniu pogodzić się z nadchodzącą śmiercią, jednak mam jeszcze przed sobą tyle życia! To nie może się tak skończyć… Błagam, nie! Ale ta postać klęknęła obok mnie, dotykając mojej ręki i obracając ją na wszystkie strony. Myślałam nawet, że ta osoba dobrze słyszy, jak bije moje serce. Tak jakbym miała mieć zaraz zawał. Poczułam jeszcze uporczywe szczypanie i zapach siarki, roztaczający się dookoła, a następnie odpłynęłam w ciemność.

    2. Gab riela

      ***

      Zerwałam się nagle. Usiadłam niespokojnie na posłaniu z… drewna? Skąd ja się tu wzięłam. Rozejrzałam się po wnętrzu jakiegoś miejsca. Chyba chatki, bo wszędzie dookoła ściany były pokryte gałęziami drzew, tą dziwną rośliną, na którą zwymiotowałam, i skórą. O Boże, to nie może być to o czym myślę! Potrząsnęłam głową i przełknęłam gulę, rosnącą w moim gardle. Postawiłam jedną stopę na ziemi, a za chwilę dołączyłam do tego drugą. Powoli skierowałam się do wyjścia, starając się poruszać bezszelestnie. Wyjrzałam zza ściany, a to, co ujrzałam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.
      Krew. Wszędzie krew. No i kości. Ciała. Martwe. Wszystkie nabite na potężne drewniane pale. Jedne pozbawione skóry, inne bez niektórych kończyn, jeszcze inne leżały ułożone w szeregu na ziemi. Wszystkie łączyła jedna cecha. Żadne nie miało głowy… Odwróciłam wzrok, czując, że robi mi się niedobrze. Małe kropelki potu zaczęły spływać po moim ciele.
      Ręce zaczęły mi się trząść, a ja nie byłam w stanie nad nimi zapanować. Łzy pociekły mi po twarzy, ale nie łzy smutku, tylko przerażenia. Zasłoniłam usta drżącymi rękoma, pochlipując nieco. Przesunęłam spojrzenie na punkt naprzeciwko mnie. Duże drzewo, potężne, nienaturalnych rozmiarów. Zacisnęłam powieki, starając się odgonić mdłości. Palce zwinęłam w pieści i zaczęłam głęboko oddychać. Otworzyłam oczy i skupiłam się na punkcie przede mną. Drzewo to było naprawdę okazałe. Można było by… o nie! Krzyknęłam przerażona i cofnęłam się kilka kroków. Z każdej gałęzi zwieszone były ludzkie głowy, przywiązane sznurkiem i nieprzyjemnie podrygujące w tę i we w tę na wietrze.
      Zgięłam się w pół i po raz kolejny opróżniłam żołądek. Osunęłam się na ziemię, tuż obok zwróconej zawartości żołądka, i złapałam za włosy. Cholera! Gdzie ja jestem?! Kolejne łzy pociekły mi po twarzy, zaczęłam szlochać, nie przejmując się nawet miejscem, w który znajduje się ten mężczyzna…
      – Witaj na wyspie Lumia, widzę że już się obudziłaś – usłyszałam obok siebie.
      Podniosłam wzrok i ujrzałam potężnych rozmiarów mężczyznę, trzymającego w swoim ręku nóż ubrudzony krwią. Był upaprany tą gęstą cieczą co najmniej po łokcie. Ubrania miał całe poplamione, a na twarzy zbłądziło kilka kropelek czerwonego płynu. Procy tego błądził po niej szaleńczy uśmiech, a ja skuliłam się i przesunęłam od niego na tyle daleko, na tyle tylko byłam w stanie. Poczułam za plecami ścianę… i kolce! Co ja najlepszego narobiłam! Mężczyzna zaczął do mnie podchodzić z tym szaleńczym błyskiem w oku. Próbowałam szarpać się z samą sobą, ale mięśnie nie chciały współpracować. Miałam ochotę krzyczeć, drzeć się wniebogłosy i spróbować biec, ale to wszystko działo się tylko w mojej wyobraźni, bo ja nie byłam zdolna do niczego. Zresztą porównując mnie, a tego gościa, na pewno nie pobiegłabym za daleko, a nawet jeśli bym uciekła, raczej nie przeżyłabym zbyt długo, bo zapewne już po chwili znalazłoby się nowe zagrożenie…
      Facet kucnął naprzeciwko mnie, przystawiając mi nóż do gardła. Przejechał delikatnie, robiąc zaledwie niewielkie nacięcie. Kiedy mała strużka krwi pociekła po mojej szyi, wziął nóż i przystawił go do swoich ust, zawzięcie oblizując. Patrzył mi się przy tym prosto w oczy, a ja byłam jak zahipnotyzowana. Nawet jeśli chciałam, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Trzymał mnie w garści, byłam osaczona. I nie mogłam nic zrobić, tylko patrzeć. Mężczyzna zachowywał się jak szaleniec, a jego oczy mówiły same za niego. Bałam się. Oczywiste jest chyba, że byłam przerażona jak diabli, ale co miałam zrobić? W Zamknęłam powieki, czekając na swój koniec, ale się go nie doczekałam. Usłyszałam kroki, a mężczyzny już nie było. Po chwili do moich uszu dobiegł szyderczy śmiech i pisk. A ja zapadłam w ciemność…
      mail: gabolek000@o2.pl

  8. Anonimowy

    Niestety Lumia nie kojarzy mi się z niczym dobrym. To malutka wyspa, na której dzieją się straszne rzeczy. To wszystko dlatego, że nikt o niej nie wie. Jej mieszkańcy mają zatem duże pole do popisu! Myślicie, że co dzieje się z tymi wszystkimi ludźmi, którzy co jakiś czas znikają? Co z samolotami, które nagle giną? Lumiańczycy znają odpowiedź… To szaleni naukowcy, którzy prowadzą liczne doświadczenia na ludziach. Na tej wyspie nie ma drzew, kwiatów i piasku. Jest za to beton, wysokie wieżowce i wszystko to co kojarzy nam się z zimnem i brakiem jakichkolwiek uczuć! Lumia jest przerażająca, szara, bardzo elektryczna i nowoczesna.
    Pozdrawiam:
    Marta martalewandowska0@op.pl

Dodaj komentarz