Bycie sobą jest trudne nawet teraz, a co dopiero mówić o tym jeszcze kilkadziesiąt lat temu. Zwłaszcza jeśli chodzi o kobiety, którym społeczeństwo narzucało sztywne normy. Winny być posłuszne, zajmować się typowo kobiecymi sprawami nie wracać główkę poważnymi sprawami. Nie wszystkie się jednak na to godziły i zażarcie walczyły o swoją samodzielność.
Zarys fabuły
Mamy rok 1902, w Nowym Jorku ktoś zaatakował i okaleczył dwie kobiety, trzecia miała mniej szczęścia i została zamordowana. Kobiety łączy tylko irlandzkie pochodzenie oraz narzędzie, którym morderca atakuje. Rzeźnika chce dopaść nie tylko policja, ale i prywatny detektyw Francesca Cahill. Kto zagraża kobietom i co jest motywem jego działań?
Śledztwo panny Cahill to chyba mój pierwszy retro kryminał i miałam wobec niego pewne oczekiwania. Zarówno pod względem zarysu tła historycznego, jak i poruszanych w nich wątków. Czy zostały one spełnione?
Moje wrażenia
Brenda Joyce ma niewątpliwy talent do tworzenia tła akcji i rewelacyjnie ukazuje czasy XX wieku. Skupia się przede wszystkim na opisaniu, jakie możliwości miały kobiety i ile siły potrzebowały, gdy walczyły, by żyć po swojemu. To też obraz tego, jak kiedyś się żyło, prowadziło śledztwo i czym kierowali się ludzie. To jednak nie wszystko, bo mamy tutaj jeszcze wątek seryjnego napastnika oraz sercowe rozterki. Połączenie dość niesamowite, a jednak możliwe do wykonania, bo Joyce się udało. Powoli plecie siatkę intryg, niepewności oraz skrajnych emocji.
Słów kilka o bohaterach
Trudno mi określić charakterystykę postaci, niby każdy jest inny i czymś się wyróżnia, to z drugiej strony dla mnie byli płascy oraz nijacy. Nie miałam problemu z określeniem, kto jest kim, a jednak niczym specjalnym się nie wyróżniali. Zwyczajni, coś czują myślą, mówią i działają. Są pełni emocji, ale tego wszystkiego jest za mało. Brakuje iskry sprawiającej, by wszystko było… bardziej.
Na zakończenie
Śledztwo panny Cahill sprawiło mi ogromny problem. Przeczytałam je wręcz ekspresowo, ale równie szybko ulotniło się z mojej głowy. Ot zwykły, rzekłabym, romans z wątkiem kryminalnym. To tytuł, który mnie trochę zawiódł. Z jednej strony fajnie się czytało o tamtych czasach i codzienności, a z drugiej brakowało mi lepszego ukazania emocji oraz chemii między bohaterami. Nawet prowadzenie sprawy nie było zbyt dynamiczne i brakowało opisów do prowadzonego śledztwa, ukazywania skąd taki, a nie inny wniosek. No i te emocje oraz uczucia, dla mnie były jakby za szkłem. Czytałam o nich, wiem, że bohaterowie przeżywali, ale nie trafiało to do mnie. I nie jestem pewna, czy to fakt tego, że seria została wydana u nas dopiero od 7 tomu, a ja zostałam rzucona w sam środek akcji, czy książka jest zwyczajnie przeciętna. Muszę jednak przyznać, że takiego finału się nie spodziewałam.
Nie mogę polecić tego tytułu, bo dla mnie Śledztwo panny Cahill jest wręcz przeciętną lekturą. Jest sprawa kryminalna, jest wątek miłosny, a także przedstawienie początków XX wieku. Zabrakło skupienia na tym, co najważniejsze – drodze do finału i lepszego ukazania wątku miłosnego oraz relacji między bohaterami.
Autor: Brenda Joyce
Tłumaczenie: Hanna Hessenmuler
Tytuł: Śledztwo panny Cahill
Tytuł oryginału: Deadly Illusions
Wydawnictwo: Harper Collins Polska
Wydanie: II
Data wydania: 2022-08-03
Kategoria: kryminał retro
ISBN: 9788327688613
Liczba stron: 384
Francesca Cahill
Śledztwo panny Cahill | Najtrudniejsza sprawa panny Cahill | Skandal na ślubie panny Cahill
Skoro jest to książka, o której szybko mam zapomnieć, to raczej nie będę spędzała czasu na jej lekturze.
Nie słyszałam o tej książce wcześniej. Ma ciekawą okładke, ale ja wolę książki i historie które zapamiętam na dłużej.
Skoro to raczej takie czytadło, to wolę spędzić czas na czytaniu czegoś, co zostanie ze mną na dłużej. Nie musi na całe życie, ale jednak choć z kilka dni.
Jestem zdania, że nie jest arcydziełem, ale jako przerywnik sprawdziła się idealnie.
Dlatego nie przepadam, kiedy łączy się romans z kryminałem, nie każdy autor potrafi poradzić sobie z dobrym oddaniem takiej mieszanki literackiej, bazującej jakby nie było na fabularnej skrajności.
Lubię kryminały więc to może być coś co mnie wciągnie na maska. Obawiam się tylko tego retro.
Książki, które wyparowują z głowy zaraz po lekturze, są najgorsze. Sama mam listę takich, z których nie wiele już pamiętam. Szkoda czasu na złe lektury 🙂
Czasami zdarzają się też nieco gorsze książki, które moim zdaniem pokazują nam, jak bardzo powinniśmy doceniać te świetne 🙂