„Jeszcze żyjemy” Annick Kayitesi

Przedstawiam Wam dziewczynę, która przeżyła horror. Bo jak inaczej można powiedzieć na ludobójstwo tysięcy ludzi?

Annick to dziewczyna z plemienia Tutsi. Otarła się ona o śmierć podczas ludobójstwa w Ruandzie w roku 1994.
Na początku książki jest mowa o historii Ruandy, Afrykańskiego królestwa zamieszkałego przez trzy grupy etniczne: Tutsi, Twa i Hutu. Owe grupy przyjęły wspólną religię, język i utworzyły wspólny naród. I tu nasuwało mi się pytanie. Skoro wspólne to po co ta tragedia? Odpowiedz jest tak banalna… Z zemsty, chęci władzy…
Początkowo nikt z rodziny Annick nie podejrzewał co ich czeka. Ojciec był lekarzem dzięki czemu byli bardziej usytuowani. Posiadali wodę, światło, nie każdy mógł sobie na to pozwolić. Dla nas to standard, a dla nich oznaka bogactwa.
Pasmo nieszczęść zaczęło się od wypadku matki dziewczyny. Mama zostaje przetransportowana w stanie śpiączki do Belgii gdzie przebywa rok. Mogło by się zdawać, że po powrocie matki będzie już dobrze. Lecz los uważał inaczej. Nana, młodsza siostra Annick zachorowała na odme płucną. Nana w raz z ojcem pojechała do Belgii, po jakimś czasie jej stan się polepszył więc mogli wrócić do domu. Lecz powrót nigdy nie nadszedł. Zginęli w pożarze w hotelu. Po jakimś czasie nastąpiła następna tragedia. Dla rodziny Kayitesi i całej Ruandy. Ginie prezydent (kwiecień 1994). Ten o to zamach był początkiem ludobójstwa.
Gdy już nic nie można było zrobić matka próbowała wydostać córki z zagrożonego obszaru. I tu zmroził mnie jeden fragment:

„Ponieważ nie mieliśmy samochodu, mama poprosiła dwie zakonnice (…) aby zabrały nas ze sobą. (…) Do rozmowy wtrąciła się wówczas Madeleine, jedna z mniszek ruandyjskich i zażądała od mamy pokazania dowodu tożsamości. Mama posłuchała. Kobieta spojrzała na nią z uśmiechem na ustach i rzuciła:
– Żaden Tutsi  nie wsiądzie do naszych samochodów.” *
I to mówiła mniszka! Osoba, która powinna być ponad to… Która powinna pomagać, a co ona zrobiła? W dalszej części pisze o spotkaniu Annick z Madeleine. Kobieta boi się dziewczyny. Boi się, że ona ją oskarży. I moim zdaniem powinna się bać.
To przez nie Annick przeszła przez STO dni prześladowań, mordu, a nawet gwałtu. Na własne oczy widziała śmierć matki. Widziała jak oprawcy ją katują batem, a potem wrzucają do ciężarówki by wywieźć ją na pewną śmierć. Na okrucieństwo, którego nikt nie jest w stanie opisać: zbiorowe mogiły, zgwałcone dzieci.
„Według oficjalnych danych między szóstym kwietnia a czwartym lipca, czyli w ciągu stu dni, doliczono się od ośmiuset tysięcy do miliona ofiar… A uwzględniono tylko zmarłych. Zapomniano o poszkodowanych, poranionych, pozostawionych sobie, ani o o siedemdziesięciu procentach kobiet, o tych uratowanych dziewczętach, które na skutek gwałtów zaraziły się aids.”**
* str 84
**str 108
Tytuł: Jeszcze żyjemy 
Autor: Annick Kayitesi
Data wydania: luty 2007
Wydawnictwo: Muza
Ilość stron: 216

Ten post ma 9 komentarzy

  1. Mooly

    Czytałam już kilka książek o tej tematyce, ale za każdym razem jestem od nowa zszokowana wydarzeniami z Rwandy. Rzeczywiście często podkreśla się aspekt milczenia Europy oraz obojętności duchownych na cierpienia ich dotychczasowych podpiecznych… koszmar

  2. Tajemnica33

    Takie książki bulwersują i szokują, budzą w człowieku niesamowite emocje a jednocześnie dzięki nim doceniamy miejsce w jakim żyjemy, lepiej lub gorzej ale żyjemy

  3. kasandra_85

    Aż boję się zajrzeć do książki, ale na pewno warto ją przeczytać. Zapisuję na listę i pozdrawiam 🙂

  4. Scathach

    widziałam tą książkę w Matrasie za karygodnie niską cenę, więc kupię na pewno. Lubię książki, które mnie w ten dobry sposób bulwersują i motywują do jakiegoś działania na rzecz.
    Warto czytać literature faktu, żeby wiedzieć co dzieje się na świecie

  5. Kinga

    czekałam na Twoją recenzję, chciałam porównać nasze odczucia po przeczytaniu tej książki

    tymczasem trafiłam na… własną recenzję; te same akapity, zdania, myśli, odczucia… przemyślenia. Troszkę mi przykro, może dlatego, że włożyłam w tę rcenzję całe serducho
    nie mniej pozdrawiam 🙂

  6. D.

    no to mnie zachęciłaś, muszę ją przeczytać!

  7. Bujaczek

    @ Kinga- przepraszam Cie bardzo, ale tą recenzję pisałam sama(no może oprócz cytatów), książka pochodzi z literatury faktu więc nic konkretnego o niej nie mogę napisać. Z tego co pamiętam Ty podawałaś więcej informacji o Ruandzie. Ja się bardziej skupiłam na Annick. Poczułam się bardzo urażona tym zarzutem. Nie lubię plagiatu więc sama tego nie robię. Widocznie mamy takie same odczucia. Twierdzę też że mamy inny styl pisania. Pozdrawiam również :).

    @ D., Scathach, kasandra_85- naprawdę warto przeczytać 😉

  8. Kinga

    Nie jestem osobą kłótliwą. Przed napisaniem poprzedniej wiadomości wysłałam nasze recenzje do kilku osób, potwierdziły moje przypuszczenia.
    Ja rozumiem, że skoro pisze się recenzje tych samym książek, będą one w jakiś sposób podobne. Podobne, nie takie same. Moje-Twoje akapity są takie same, zaczynają się od tych samych zdań i na tych zdaniach kończą.
    Jeśli poczułaś się bardzo urażona przykro mi. Nie mniej raz jeszcze porównaj nasze recenzje a zobaczysz, że naprawdę nie wysuwam bezpodstawnych wniosków.
    Naprawdę długo wahałam się czy poruszyć ten temat. Pisałam tę recenzję dwa dni. Dwa dni przemyśleń, kilkanaście zapisanych kartek papieru, spróbuj mnie zrozumieć.
    Nie chcę kłótni zostawmy to jak jest.

    P.S jeden z moich akapitów kończy się urwaną myślą. Ty ten akapit skończyłaś ale tkwi w nim błąd. Nana i jej ojciec nie zginęli w katastrofie lotniczej

    Pozdrawiam

  9. Bujaczek

    @ Kinga- rozumiem Cie doskonale. Naprawdę. Ale nie widzę sensu czytania recenzji skoro wiem,że jej nie przepisałam. Naprawdę uwierz, że nie zrobiłam tego. Widocznie mamy co do tej książki taki sam punkt widzenia. ;);) Ty pisałaś swoją 2 dni, a ja jeden… Też mi nie było łatwo. Przykro mi, że tak wyszło, ale naprawdę nie zrobiłam tego specjalnie…

Dodaj komentarz