„- Wiesz kochanie, miłość spada na nas, czy tego chcemy, czy nie.”*
Wyobraź sobie, że kochasz kogoś tak mocno iż po odejściu tej osoby nie potrafisz ułożyć sobie życia na nowo. Żyjesz wspomnieniami, idealizujesz związek i nie dajesz szansy nikomu… Szczęście masz tuż na wyciągnięcie ręki, ale to czy po nie sięgniesz zależy od tego o wybierzesz…
Jill Moncrieff po śmierci męża stwierdziła, że już nigdy się nie zakocha, nie może tego zrobić mężowi. Pielęgnuje miłość do niego i mieszka samotnie w domu na klifie. Czas spędza na pracy, która daje jej radość oraz spotkaniach z przyjaciółmi. Gdy jeden z nich – Cooper zostaje oskarżony i grozi mu więzienie bez wahania wynajmuje najlepszego adwokata. Peter Hathaway, bo tak właśnie się nazywa ten najlepszy od początku intryguje, a zarazem przeraża Jill. On sam czuje pociąg do kobiety i zamierza zrobić wszystko by ją zdobyć… Jak potoczą się losy naszych bohaterów? Przekonajcie się sami…
Delinsky ma swój styl pisania, który bardzo lubię. Autorka pisze o miłości, ale bez żadnych szczególnych dramatów, zdrady, kłamstw. Skupia się bardziej na zaufaniu i obawie o ponowne cierpienie. W „Dom na klifie” jest poruszony temat utraty i obawa życia na nowo bez ukochanej osoby. Główna bohaterka zrobiła ze zmarłego męża ideał i go kochała, nie chciała nikogo innego. Bała się tego że zdradzi męża i chyba ponownej utraty. Gdy pojawił się mężczyzna, który rozbudza w niej na nowo kobietę udaje, że jej nie interesuje. Nie przyznaje się do swoich uczuć. Szczerze mówiąc to nie wiem do końca jak sama bym postąpiła. Odniosłam wrażenie, że Jill bała się nowego, a ja za to lubię wyzwania tak więc ciężko było wczuć mi się w jej sytuację i szczerze mówiąc trochę się zawiodłam tym razem.
Ciekawym dodatkiem była kradzież i prywatne śledztwo prowadzone przez głównych bohaterów, wciągnęły mnie domysły, kto jest winny i czemu Cooper został w to wmieszany, bo to, że jest niewinny nie podlegało negocjacjom. Zaskoczyło mnie to kim jest główny sprawca, ale gdy poznajemy prawdę wszystko układa się w logiczną całość.
Gdyby nie motyw z Cooper’em chyba bym się wynudziła podczas czytania ponieważ to wtedy było w miarę ciekawie. Być może inaczej bym spojrzała na wszystko jeśli znałabym bul utraty takiej jak Jill przeszła, może wtedy czułabym całkiem odwrotnie, a może jestem za młoda… Mimo wszystko książkę czytało się szybko i przyjemnie, lekki i nieskomplikowany język sprawia, że książkę przeczyta się w kilka godzin. Powieść nie jest zła, ale porównując do innych jest słabsza. Wiem, że Delinsky potrafi pisać o wiele lepiej.
*str. 173
Autor: Barbara Delinsky
Tytuł: Dom na klifie
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: luty 2012
Liczba stron: 256
Mnie bardzo się ta pozycja podobała – bardzo lubię książki z serii Satine, są bardzo odprężające 🙂
Pozdrawiam i zapraszam, Klaudia.
hmm też lubię Delinsky i chyba będę musiała sama się przekonać, jak to jest z tą książką 🙂
Nie zaczytuję się w ej tematyce, ale może w przyszłości 🙂
Całkiem przyjemne czytadło:)
Pozdrawiam serdecznie!
Brzmi ciekawie. Ja pewnie kiedyś sięgnę po tę pozycję 🙂
Romanse są nie dla mnie, ale recenzja ciekawa 🙂
lubię Delinsky a tej książki jeszcze nie czytałam 🙂
Wygląda na to, że to chyba nie jest jej najlepsza powieść. Ale i tak zajrzę.
@ Klaudia Karolina Klara – j też lubię tę serię, ale w tej książce mi czegoś zabrakło…
@ toska82 – tak będzie najlepiej 😉
@ Marcepankowa – 😉
@ Isadora – z tym się zgodzę 😉
@ Miqa – cekam więc na wrażenia 😉
@ Catalina – 😉
@ Aleksandra – to życzę miłej lektury 😉
# awiola – zdecydowanie stać ją na więcej
Książka już za mną. Lekka, przyjemna… Takie też są potrzebne:))