– Nic nie jest nieuniknione z wyjątkiem śmierci.
– Nieprawda. Czasami w grę wchodzi los i tyle. A z losem nie da się walczyć.
-Ale…
– Wmawiasz sobie, że możesz walczyć z przeznaczeniem? – Wchodzę jej w słowo. – Zaręczam ci, że nie masz racji. Pewne rzeczy po prostu muszą się wydarzyć.
Wpatruje się we mnie i widzę, jak koła zębate w jej głowie pracują. Zmaga się z prawdą.*
Przeznaczenie – możemy w nie wierzyć lub uważać je za totalną bzdurę, ale prawdą jest, że czasami nie mamy wpływu na to, co nam pisane i chociaż się przed tym bronimy, to i tak nie ma to najmniejszego sensu. Nie da się uciec od prawdy oraz uczuć, nie ukryjemy się przed tym, co oczywiste, chociaż się przed tym wzbraniamy.
Lucky od zawsze żyła w świecie muzyków. Oboje rodziców występowało na scenie, a i jej samej się to zdarzyło. Od wielu lat podkochiwała się w Dylanie Ryderze i nie podejrzewała, że kiedyś stanie się ukochaną tego bożyszcza nastolatek oraz młodych kobiet. Ich związek nie jest idealny, ale mężczyzna robi wszystko, by Lucky była szczęśliwa. Przynajmniej tak się jej wydaje do czasu, gdy na drodze kobiety staje Flynn, co zmusza ją do zderzenia się z tym, co rzeczywiste i co wypierała ze swojej świadomości. Jedna kobieta, dwóch muzyków, jeden wybór. Jak dokonać tego właściwego?
Ostatnio cały czas mówię sobie, że pora w końcu sięgnąć po jakiś inny gatunek niż romans i… ponownie skończyło się na tym, że przeczytałam kolejną z nowości od Vi Keeland. Jak odebrałam Rytm z moją słabością do muzyków?
Czytając Rytm, dotarło do mnie, że chociaż autorka pisze romanse ze szczęśliwymi zakończeniami, to droga do happy endu nigdy nie jest prosta i cukierkowa. Vi Keeland stawia przed bohaterami trudne decyzje i skłania ich do przemyśleń, do zrewidowania tego, co mają i czy to jest to, czego potrzebują. Na wszystko przychodzi odpowiedni czas oraz miejsce, a relacje między postaciami rozwijają się w odpowiednim tempie, tak, by przekonać się, czy to jest prawdziwe. Dzięki temu fabuła powieści ciekawi, wzbudza przeróżne emocje, buduje napięcie i potrafi zaskoczyć. Powieściopisarka nie skupia się tylko na wątku miłosnym, ale opisuje też życie muzyków ich ciężką pracę oraz luźny styl życia. Pokazuje też, że nie każdy jest taki sam, że czasem potrzebujemy i czasu i odpowiednich ludzi wokół siebie, by dostrzec prawdę o innych, ale przede wszystkim o samym sobie.
Flynna polubiłam już w Show i muszę przyznać, że byłam ciekawa, jaki może okazać się przy bliższym poznaniu. To muzyk, który poznaje dopiero smak sławy, ale nie pozwala, by to go zmieniło. Oczywiście, nie należy do ideałów, ale tych, jak wiemy, nie ma. Warto jednak zaznaczyć, że pomimo kilku potknięć i decyzji, których nie pochwalam, jemu niewiele brakuje do tego tytułu. Nie szaleje, nie zalicza na pęczki, jest odrobinę zbuntowany, potrafi czarować spojrzeniem oraz uśmiechem, ale liczy się z uczuciami innych i jest beznadziejnie zakochany w swojej siostrzenicy. Z kolei Lucky jest dziewczyną, która zmaga się z czymś trudnym, ale jest pewna, że ma wiele szczęścia i dopiero zderzenie z uczuciami do kogoś innego pokazuje jej, że życiu, które prowadzi, bardzo dużo brakuje do tego, by była naprawdę szczęśliwa. Musi wiele przemyśleć i zdecydować, co jest prawdziwą miłością, a co tylko trzymaniem się marzeń i niedostrzeganiem rys.
Rytm zdecydowanie trafi na moją listę bestsellery ZWK. I to nie dlatego, że uwielbiam styl pisania autorki, czy też jej poczucie humoru i to jak pisze o miłości. Po prostu ona jako jedna z nielicznych potrafi stworzyć romans, który mnie nie drażni, gdy pojawia się trójkąt miłosny. Nie idealizuje żadnej ze stron, nie przekracza granic i bardzo realnie opisuje bieg wydarzeń. Ze smakiem i nutą namiętności opisuje rodzące się uczucia, powoli buduje fundamenty czegoś pięknego i właściwego, dbając, by każdy kolejny krok był pewny i właściwy, chociaż czasami zdarzają się potknięcia. Sprawia, że zżywam się z postaciami i wraz z nimi czuję oraz myślę o ich emocjach i podejmowanych decyzjach. Vi Keeland swoim stylem pisania oraz podejściem do tematu ponownie udowadnia, że o miłości nadal można pisać tak, by czytelnik nie był rozczarowany tym, co przeczytał i chciał do tego wracać. Ja na pewno.
To, że polecam Rytm, jest już oczywiste, prawda? Jeśli lubisz romanse, niestraszne ci trójkąty miłosne i chcesz zajrzeć do świata muzyków, to drugi tom Na scenie sprawdzi się idealnie. Vi Keeland potrafi rozbawić, wzruszyć oraz sprawić, że serce wielokrotnie zabije szybciej niż zazwyczaj.
Autor: Vi Keeland
Tytuł: Rytm
Wydawnictwo: Kobiece
Wydanie: I
Data wydania: 2019-03-13
Kategoria: romans
ISBN: 9788365601667
Liczba stron: 336
Ocena: 8/10
Na scenie:
Show | Rytm
Po lekturze pierwszego tomu czułam, że powinnam sięgnąć po koleiny Tom. Teraz wiem, że zrobie to dość szybko, dzięki twojej recenzji.
Jak wiesz nie przepadam za romansami, ale lubię książki z motywem muzycznym, także tej serii całkowicie nie przekreślam
Jak wiesz, romansowe nuty w pełnej odsłonie nie przekonują mnie, co innego kiedy są delikatnym urozmaiceniem fabuły, nie wątkiem przewodnim. 🙂
Ja za romansami nie przepadam i ich nie czytam ale zawsze chętnie zaglądam do takich recenzji jak ta.
Romanse są fajne, ale mi coraz trudniej trafić na jakiś fajny, wciągający od pierwszej strony, dlatego trochę boje się po nie sięgać, nawet jeżeli polecasz 🙂 do tej książki przekonuje mnie happy end oraz to, że autorka nie boi się stawiać przez swoimi bohaterami przeszkód.
Sporo romansów każdego dnia pojawia się na rynku, trzeba sporej selekcji, aby trafić na te wartościowe, dające oprócz porcji przyjemności czytelniczej także refleksyjne nuty. 🙂
Książka nie dla mnie, ale mam komu polecić 😉