Z pamiętników półbogów

            „Przejrzałem w myśli piknikową
listę. Miękki kocyk? Odhaczone. Ulubiona pizza Annabeth, z dodatkowymi
oliwkami? Odhaczone. Czekoladki nadziewane toffi z „La Maison du Chocolat”?
Odhaczone. Słodzona woda gazowana o cytrynowym posmaku? Odhaczone. Broń na
wypadek nagłej i niespodziewanej apokalipsy? Odhaczone.”*
            Bycie
półbogiem nie jest wcale takie fajne, jak mogłoby nam się wydawać. Przeżywanie
niesamowitych przygód, poznawani nowych ludzi i miejsc oraz posiadanie pewnych
umiejętności jest bardzo ciekawe, ale jest też druga strona medalu. Trzeba
nieustannie walczyć z potworami, uciekać i nie jest się pewnym jutra,
pozbawionym perspektyw i często bezpiecznego miejsca, w którym można byłoby się
schronić. Jak to w normalnym życiu, różnie bywa…
            Publikacja ta składa się z czterech, nigdy dotąd nie
opublikowanych, opowiadań, których bohaterami są dobrze nam znane postacie z
cykli „Percy Jackson i bogowie olimpijscy” oraz „Olimpijscy herosi”. Pierwsze
opowiadanie nosi tytuł „Pamiętnik Luke’a Castellana”, dowiadujemy się z niego
jak Luke i Thaila spotkali Annabeth i wyjaśnia po trochu jego postępowanie w
serii „Percy Jakson…”. Kolejne, „Percy Jackson i laska Hermesa”, jak się
domyślacie mówi o Percym. Hermesowi ukradli jego laskę i syn Posejdona musi ją
jak najszybciej, a do tego pocichł odnaleźć. Zaś w „Leo Valdez i pościg za
Bufordem” ponownie spotykamy Piper, Jasona i Leo. Trójka przyjaciół musi
odnaleźć stolik, który uciekł ponieważ Leo wyczyścił go Ajaksem. Jego
odnalezienie jest bardzo ważne ponieważ w szufladzie znajduje się element
statku, bez którego Argo II może wybuchnąć. Ostatnie powiadanie jest napisane
przez syna Ricka Riordana i nosi tytuł „Syn magii”. Tłumaczy nam ono skąd
bierze się Mgła i jak działa. Prócz tych opowiadań książka zawiera różne
zagadki, diagramy oraz łamigłówki. Jest też kilka rysunków przedstawiających
naszych ulubieńców oraz wywiad z wężami Hermesa, Marthą i Gregiem.
            Dzięki twórczości Rica Riordana ponownie zapoznałam się z
mitologią i to wowiele przyjemniejszy sposób niż na lekcjach. Z wielką radością
i przyjemnością pochłaniam kolejne jego publikacje przypominając sobie przy tym
różne mity. Jestem wielką fanką tego pisarza i muszę zapoznać się z wszystkimi
jego książkami. Do tej pory żadna publikacja, jaką przeczytałam mnie nie
zawiodła, ale czy tak samo było przy okazji czytania „Pamiętników półbogów”?
            Muszę z przykrością stwierdzić, że nie porwała mnie ta
książka. Opowiadania nigdy nie należały do mojej ulubionej formy wypowiedzi, bo
zanim cokolwiek zaczyna się dziać to już jest koniec. Nie ma kiedy wczuć się w
historię, zżyć z bohaterami i poczuć cokolwiek. Miałam wielką nadzieje, że
Riordan tego uniknie, ale niestety tak się nie stało. Owszem, miło było znowu
spotkać całą ferajnę, ale zabrakło mi tu łamigłówek, strasznych potworów i
emocjonujących walk. Nie do tego mnie przyzwyczaił amerykański powieściopisarz.
Mimo tego, że lekki styl pisania autora pozostał bez zmian i dialogi nadal
emanują poczuciem humoru i lekką formą przekazu, opowiadania zdają się być…
banalne. Są pozbawione fabuły i jakiejś bardziej wartkiej akcji i
niezapomnianych wrażeń. Najbardziej jednak boli mnie to w jaki sposób zostali
potraktowani bohaterowie, potraktowane je po macoszemu, przez co są słabo
zarysowani i tacy nijacy. Dodatki w postaci łamigłówek i tym podobnych niezbyt
mnie zaciekawiły i tylko zerknęłam na nie okiem. Za to bardzo podobał mi się
wywiad z wężami Hermesa, lekki i ironiczny, pośmiałam się przy nim. Spodobały
mi się również obrazy przedstawiające moje ulubione postacie, zostały bardzo
fajnie ukazani.
            To chyba najgorsza, nie wróć, to z pewnością najgorsza
pozycja tego autora, jaką przyszło mi czytać i jestem odrobinę tym faktem
zawiedziona. Co prawda czytało mi się szybko i jakieś tam zainteresowanie tym
wszystkim było. W końcu to mimo wszystko Riordan i jakieś zalążki tego do czego
mnie przyzwyczaił znalazłam w tej publikacji. Fakt, nie było tak jak zawsze
wybuchu emocji, wypieków na twarzy i nerwowego obgryzania paznokci, ale nie
było też tragicznie. Było… no przeciętnie było. Dużym plusem, podnoszącym ocenę
było opowiadanie Haley’a Riordana. Opowiadanie jest napisane lekkim,
niebanalnym językiem. Widać, że Haley zna się na mitologii i posiada bogatą
wyobraźnię. Jego wytłumaczenie istnienia Mgły trafiło do mnie z miejsca. Ma on
swój indywidualny sposób pisania i szczerze powiem, że chętnie przeczytałabym
coś jego w dłuższej formie, bo te opowiadanie było jak przekąska czy też tylko
posmakowanie by przekonać się czy jest dobre.
            Reasumując, mogę powiedzieć, że „Pamiętniki półbogów” nie
są tym co dotychczas serwował Riordan swoim czytelnikom, ale fani jego
twórczości z pewnością nie pożałują zapoznania się z nią. Spodoba się też
zwolennikom krótkiej formy wypowiedzi oraz wszelakiej maści łamigłówek. Ostrzegam
tylko, żeby nie mieć zbyt wygórowanych oczekiwań, lepiej mile się zaskoczyć niż
niemile rozczarować. 
*cytat pochodzi z „Pamiętniki
półbogów” R. Riordan
Autor: Rick Riordan
Tytuł: Pamiętniki
półbogów
Wydawnictwo: Galeria
Książki
Rok wydania: kwiecień
2013
Liczba stron: 272
Olimpijscy
herosi:
Zagubiony heros | Syn Neptuna | Znak Ateny | Pamiętniki półbogów (dodatek)

Ten post ma 4 komentarzy

  1. Patrycja Waniek

    Jako fanka Ricka Riordana przeczytam i tą książkę, też za bardzo nie trawię opowiadań, mam podobne zdanie, co Ty. Zanim zabiorę sie za te, muszę jednak przeczytać serię o półbohach, jak na razie za mną Percy Jakson i Kroniki Rodu Kane 🙂 Tylko ta seria została 😉

    Pozdrawiam.

  2. Marcepankowa

    Wstyd się przyznać, ale jeszcze nie czytalam żadnej książki Riordana… A "Złodziej pioruna" czeka i czeka na półce…

  3. awiola

    Lubię opowiadania, ale nie znam tego autora. Nie jestem do końca przekonana do tej książki.

  4. Panna swawolna

    Uwielbiam Riordana, więc lekturę tej książki uważam za obowiązkową. 😉

Dodaj komentarz