Po prostu nie ma sensu marnować czasu na kogoś, kto cię nie chce. Zwłaszcza kiedy jest tyle osób, które cię chcą.*
Prawdziwa przyjaźń jest chyba ważniejsza niż miłość, bo gdy ta się kończy, przyjaciel zostaje i trwa przy nas. Jest na dobre i na złe. Cieszy się z nami i płacze, kiedy my płaczemy, poradzi, ale i przywoła do porządku, gdy trzeba…
Taka była przyjaźń Eve i Lily, przynajmniej do czasu ukończenia szkoły, kiedy to ich drogi się rozchodzą na całe dwadzieścia lat. W tym czasie Lily wyjeżdża do Cork, bierze ślub ze swoją młodzieńczą miłością i zostaje pielęgniarką. Eve zaś po ukończeniu studiów w Londynie przeprowadza się do Nowego Jorku i zostaje projektantką biżuterii. Traci też ojca, a po jego śmierci wraca na stałe do Dublina. Po pewnym czasie dociera do niej, że chce odnaleźć swoją dawną przyjaciółkę, co nie jest takie łatwe i gdyby nie nieszczęśliwy zbieg wydarzeń możliwe, że nigdy, by się nie spotkały. Evie trafia do szpitala i przypadkiem dochodzi do ich spotkania. Czy uda im się odzyskać to, co utraciły?
Po rewelacyjnych Ostatnich dniach Królika i Gdzieś tam, w szczęśliwym miejscu wiedziałam, że będę musiała sięgnąć po najnowszą książkę Anny McPartlin. Liczyłam na to wszystko, co zapewniły mi dwie poprzednie książki. Czy to dostałam i czy było warto poświęcić czas na To, co nas dzieli?
Tak, jak w poprzednich tytułach nie miałam problemu z wgryzieniem się w powieść, tak w tym przypadku miałam duże problemy z wyczytaniem się w historię. Niby nic jej nie brakowało, ale z drugiej strony były niedociągnięcia, które odbierały mi przyjemność z czytania. Nie mogę odmówić autorce umiejętności tworzenia spójnej, ale tajemniczej i w pewnym momencie, nawet intrygującej opowieści. Przeplatające się wydarzenia, wiele wątków i niedomówienia sprawiają, że mimo wszystko brnie się przez tekst i za to na koniec otrzymuje się finał, który zadowala. To nie jest powieść akcji, a raczej twór skłaniający do przemyśleń i właśnie na tym się skupia – dostarcza treści zmuszających do zatrzymania się i zastanowienia nad pewnymi sprawami.
Tym, co mnie rozczarowało bardzo mocno, byli bohaterowie. Nie potrafiłam się z nimi zżyć ani wczuć w ich położenie. Brakowało mi w nich naturalności, realnego zachowania i jakieś głębi. Wiem, że Anna McPartlin potrafi tworzyć postacie realne, takie, które moglibyśmy spotkać na swojej drodze, dlatego z żalem przyjęłam fakt, że tym razem coś poszło nie tak. Każda osoba była przerysowana, może nie tyle same postacie, co ich zachowanie.
Ta książka jest jak sinusoida, ma swoje wzloty i upadki. Raz czytało się dobrze, a raz szło opornie. Myślę, że problemem byli tu bohaterowie, którzy nie zdobyli mojej sympatii oraz zrozumienia, a to jest jednym z ważniejszych elementów odbioru książki. Drugim minusem było dla mnie to, że historia, chociaż prosta w odbiorze, nie uderzała w czytelnika falą emocji. Nie czułam potrzeby trwania przy książce do końca, z łatwością ją odkładałam i mogłam spokojnie zająć się innymi sprawami. Nie twierdzę, że to zła książka, niesie ze sobą pewne wartości, ale czuć, że w ten tytuł nie włożono tyle czasu i serca, co w poprzedniczki.
Mnie To, co nas dzieli zawiodło, ale nie zniechęciło całkowicie do pióra autorki. Czy polecam? Fani autorki prędzej czy później sięgną po ten tytuł, a tych mających w planach sięgnięcie po jej książki zachęcam do zaczęcia od Ostatnich dni Królika.
Autor: Anna McPartlin
Tytuł: To, co nas dzieli
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Wydanie: I
Data wydania: 2017-06-14
Kategoria: lit. obyczajowa
ISBN: 9788327628381
Liczba stron: 416
Ocena: 5/10