Każdy posiadacz psa wie, jak wierni i oddani mogą być czworonożni pupile. Jesteśmy ich całym światem, karmimy ich, dbamy o nie, bawimy się z nimi i je kochamy. Kochamy za radość na nasz widok, przynoszenie obślinionej piłki, merdanie ogonem, za upominanie się o czułości i drapanie za uchem. Za to, że przychodzą pocieszyć, kiedy jest nam źle i czuwają przy nas, gdy jesteśmy chorzy…
Oto historia psa… Nie byle jakiego, bo on się odradzał na nowo. Najpierw był Tobym, ale niezbyt długo pożył. Następnie był Bailey’em, który trafił do Chłopca. To życie było pełne miłości, szczęścia, zaufania i wierności. Odszedł w poczuciu odnalezienia sensu swojego istnienia, ale zdziwiony odkrywa, że ponownie przyszedł na świat, tym razem jako suczka Ellie. Co jeszcze musi zrobić, skoro wrócił?
Kiedy tylko zobaczyłam zapowiedź Był sobie pies, od razu wiedziałam, że prędzej czy później ten tytuł musi znaleźć się w moim posiadaniu. Jestem właścicielką czworonoga, który zdominował moje życie, którego nie da się nie kochać – nawet kiedy budzi bladym świtem i zajmuje całe łóżko. Uwielbiam psy, a co za tym idzie, pochłaniam wszystko, co o nich powstaje. Czy ten tytuł zdobył moje serce?
W. Bruce Cameron pokusił się o napisanie historii z punktu widzenia psa, czy mu to wyszło? Ciężko mi to stwierdzić. Sama fabuła okazała się ciekawa, język powieści przystępny i łatwy w odbiorze, wątki pokończone, całość była spójna i logiczna. Nie jest łatwo wejść w skórę psa, a autor nawet dobrze sobie z tym poradził. Niestety początek okazał się mocno średni i dopiero z czasem wszystko się rozkręca. Kilka żyć, różne historie, akcja, która nie pędzi ani nie zaskakuje, ale ostatecznie też nie nuży (z wyjątkiem początku).
Czy polubiłam Bailey’a? Tak, chociaż nie zdobył mojego serca aż tak mocno. Ja wiem, że psy są mądre, dużo rozumieją i wyczuwają. Łatwo było mi uwierzyć w to, co myślał i czuł obserwując ludzi i świat. Nie było w tym nic dziwnego ani nieprawdziwego. Tylko że… zabrakło mi tego czegoś.
Z żalem przyznaję, że mam mocno mieszane odczucia względem tej publikacji. Tyle dobrego się o niej naczytałam, że moja poprzeczka była ustawiona bardzo wysoko i podeszłam do niej z ogromnymi oczekiwaniami. Niestety początek okazał się trudny do przebrnięcia. Niby nie mogę przyczepić się do tekstu, bo wszystko jest w porządku, ale trudno było mi się przestawić na punkt widzenia psa, za mało było mi emocji, jakby treść była ich pozbawiona i trochę sztuczna. Dopiero gdzieś w połowie zaczęłam odczuwać przyjemność z czytania i coś poruszyło moje nieczułe serce. Niemniej nie mogę odmówić autorowi, że stworzył przyjemną, familijną opowieść, którą można poczytać w leniwe popołudnia. Czasem wzruszy, wywoła uśmiech na twarzy i sprawi, że z czułością spojrzysz na swojego psiaka.
Czy polecam? Owszem, miłośnikom psów powinna się spodobać. Tylko odczekajcie aż przeminie szum wokół niej, nie czytajcie sugerując się opiniami – podejdźcie do niej bez wielkich oczekiwań, a wtedy raczej się nie zawiedziecie.
Nie ma złych psów, Bobby. Są tylko źli ludzie.*
Autor: W. Bruce Cameron
Tytuł: Był sobie pies
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 2017-02-15
Kategoria: obyczajowa
ISBN: 9788365506986
Liczba stron: 392
Ocena: 6/10