„Spowiadał mi się z mrocznych tajemnic, a ja wiedziałam z doświadczenia, że dzieci po takiej gehennie noszą w sobie rany, które nawet przy najlepszej opiece i wsparciu najprawdopodobniej nigdy całkowicie się nie zabliźnią. Rany, które przeżerają im serca i umysły jak nowotwór złośliwy i zaburzają ich postrzeganie samych siebie pod każdym względem.”*
Wyobraź sobie, że jesteś małym dzieckiem, które ciągle nie ma co jeść. Nie zaznało ciepła rodzinnego. Nie usłyszało nigdy, że jest kochane. Nie czuło bezpieczeństwa. Jak na swój wiek było nad wyraz mądre i czuło tylko wszechogarniający strach… Nie potrafisz sobie tego wyobrazić? Ja również, ale tak się czasami dzieje…
Justin gdy miał pięć lat podpalił dom oraz znajdującego się w nim psa. Potem patrzył, jak ogień niszczył miejsce jego cierpień. Mija sześć lat od tego tragicznego zdarzenia. Jedenastoletni już chłopiec trafia pod dach rodziny Casey Watson. Kobieta ta jest ostatnią deską ratunku dla dziecka, które gromadzi i kumuluje w sobie całe zło, jakie do tej pory je spotkało. Przez to na wszystko reaguje agresją i nie potrafi poradzić sobie z normalnym funkcjonowaniem w społeczeństwie…
Zawsze gdy sięgam po literaturę tego typu zastanawiam się czy podołam tym razem temu co mnie czeka. No bo ile można czytać o ludzkich dramatach. O cierpieniu, żalu, próbie pogodzenia się z przeszłością? Bo muszę wspomnieć, że nie da się czytać takich książek bez emocji. One wręcz w nas buzują. Są momenty, w których ma się ochotę kimś potrząsnąć albo sprawić by cierpiał tak jak pokrzywdzony. Zwłaszcza gdy krzywdzone jest dziecko. Ta niewinna istota, która powinna być kochana i chroniona przez najbliższe jej osoby. Za każdym razem mimo świadomości istniejącego zła z niedowierzaniem czytam o tym, że można tak skrzywdzić niewinne istoty. Tak było i tym razem…
„Chłopiec, którego nikt nie kochał” to przejmujący zapis tego, jak dziecko radzi sobie z nagromadzonym cierpieniem i złością. Casey metodą małych kroczków odkrywa mroczne tajemnice z przeszłości Justina. Miłością, cierpliwością, a nawet czasem sposobami sprawia, że chłopiec się otwiera. Niestety po rozmowie bardzo często występowała potrzeba odreagowania. Co doprowadzało do ataków furii, okazywania negatywnych uczuć, a nawet samookaleczeń. W książce nic nie dzieje się szybko i pozytywnie. Jeden krok do przodu oznacza dwa do tyłu. Nigdy też nie wiadomo jaki będzie finał pracy z danym dzieckiem. Bowiem niektóre są już tak zniszczone wewnętrznie iż nic im nie pomoże. Zawsze jednak warto spróbować.
Casey była pedagogiem szkolnym, jednak gdy zaczęto pracę nad nowym systemem postanowiła wziąć w nim udział. Miał on na celu stworzenie rodzin zastępczych by pomagać takim dzieciom jak Justin. Kobieta wie, że nie zawsze się udaje, ale wyżej wymieniona szansa motywuje ją do działania. W trakcie czytanie nieustannie przychodziła mi na myśl inna autorka, która działa podobnie jak Watson. I którą równie mocno cenię za to co robi. Chodzi mi o Cathy Glass. Miałam możliwość poznania kilku jej książek i ta strasznie mi je przypomina, a moim zdaniem to najlepsza rekomendacja dla omawianej pozycji.
Książka ta wzbudza prawdziwy kalejdoskop uczuć, które buzują w czytelniku jeszcze długo po zakończeniu czytania. Nie da się przejść obok niej obojętnie. „Chłopca, którego nikt nie kochał” trzeba po prostu przeczytać. Szczerze i gorąco polecam, a ja czekam na kolejne książki autorki, które mam nadzieję, że ukażą się w Polsce.
TEKST STANOWI OFICJALNĄ RECENZJĘ DLA PORTALU Secretum
*str.90
Autor: Casey Watson
Tytuł: Chłopiec, którego nikt nie kochał
Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 14 czerwca 2012
Liczba stron: 304
Książka zdecydowanie w moim guście. Mam nadzieję, że uda mi się ją zdobyć!
Kolejna książka dla mnie. I też wielokrotnie zadaję sobie pytanie, czy dam radę doczytać tego typu książkę…
Pozdrawiam
Koszmar. Z pewnością przeczytam.
Pozdrawiam serdecznie:)
boję się trochę takich książek, smutno mi po nich. ale moja siostra je po prostu pochłania.
Poruszająca, ale chyba zbyt wstrząsająca jak dla mnie, przynajmniej w najbliższym czasie nie mam chyba ochoty tak się zdołować…
Teraz raczej nie mam siły na takie książki…
Zaciekawiłaś mnie tą recenzją.
Lubię takie książki, które szarpią emocjami 🙂
już sam tytuł porusza, uwielbiam takie książki więc z chęcią po nią sięgnę 😀
Zdecydowanie musi to być poruszająca i chwytająca za serce lektura. Przeczytam, jeśli tylko będę miała okazję!
Ze względu na tytuł poszukam tej książki.
takie lektury są ciężkie…Ale napewno warte przeczytania…
Fajna recenzja, ale książka raczej nie dla mnie:)
Kocham takie książki… mam nadzieję, że i tą uda mi się wkrótce przeczytać :).
Książki z tego cyklu zawsze wzbudzają we mnie wielkie emocje. I skłaniają do myślenia.
Książkę czytałam dość niedawno i cały czas wracam do niej myślami zastanawiając się jak można być tak okrutnym i okaleczyć psychicznie własne dziecko, które powinno się kochać ogromną i bezwarunkową miłością. Niezależnie od czynów, które popełnia. Jak można odepchnąć i powiedzieć, że dużo bardziej kocha się pozostałe? Po prostu tego nie rozumiem.
Świetna książka, skończyłam ją czytać przedwczoraj. Chociaż sama opisana historia ma sporo negatywów; np. brak miłości matki do swojego dziecka, jej zakończenie napawa optymizmem, choć osobiście spodziewałam się innego zakończenia – zmiany decyzji przez Cassy. Wielkie uznanie dla autorki, że pomogła wyjść chłopcu z jego skorupy. Ta książka, jak ktoś napisał wyżej, faktycznie wzbudza w czytelnikach wielkie emocje.
Ja też liczyłam, że Caesy adoptuje Justina i trzymałam za to kciuki do ostatniego momentu! 🙂 Książkę "wciągnęłam nosem". Czytało się ją błyskawicznie i nie sposób było się od niej oderwać. Za każdym razem gdy czytam pozycje tego typu, nie mieści mi się w głowie, że to nie jest fikcja literacka i że takie okrucieństwa dzieją się codziennie na świecie. Duże brawa dla ludzi takich, jak Casey, na prawdę podziwiam!