Każdy z nas ma chwile, których nigdy nie chciałby zapomnieć. Niezwykle ważne wspomnienia, momenty nieskończonej radości lub głębokiego smutku, ale istotne, kształtujące nas lub uszczęśliwiające. Możemy je opisać w pamiętniku, zachować w pamięci lub… uwiecznić na kliszy i małych papierowych serduszkach, przechowywanych w słoiku…
Kiedy Rune ma pięć lat jego rodzina przeprowadza się do Blossom Grove w Georgii, co niespecjalnie podoba się chłopcu. Sprawa zaczyna wyglądać nieco inaczej gdy poznaje Poppy i się z nią zaprzyjaźnia. Poppy to istny wulkan energii, wszędzie dostrzega piękno, uwielbia się śmiać, a każdy dzień jest dla niej przygodą. Lata mijają, umiera ukochana babcia dziewczynki, ale przed tym zostawia wnuczce słoiczek wypełniony tysiącem niezapisanych papierowych serduszek, słoik na wyjątkowe pocałunki chłopaka. Rune odkrywa, że nie chce, by ktoś inny całował jego Poppymin. Bo ona jest jego. Na zawsze. Tylko on może pomóc jej zapełnić serduszka, ale… ich świat rozpada się, kiedy piętnastoletni Rune jest zmuszony przeprowadzić się ponownie, bo tego wymaga praca jego ojca. Czy zakochani sobie z tym poradzą? Czy jeszcze będą razem?
Muszę się wam przyznać, że kiedyś nie podejrzewałabym siebie w ogóle o to, że kiedykolwiek sięgnę po książki Tillie Cole. Jej Raze i Reap zupełnie do mnie nie przemawiały, a i rozmowy z zaprzyjaźnionymi dziewczynami utwierdzały mnie w przekonaniu, że to nie dla mnie. Jednak w momencie ukazania się zapowiedzi Tysiąca pocałunków stwierdziłam, że muszę to przeczytać, że jednak dam autorce szanse. I wiecie co? Było warto.
– Warto, wiesz?
– Warto… co? (…)
– Śmiać się. (…) Warto być szczęśliwym. W przeciwnym razie życie nie miałoby sensu. (s. 177)
Od czego zacząć? Pomimo tego, że dałam sobie czas na ułożenie w głowie tego, co czuję, nie wiem od czego zacząć swoje zachwyty. Od niesamowitego stylu, w jakim została napisana ta książka? Od inspirujących słów? Od całej plejady uczuć występujących na każdej stronie? Może od baśniowego klimatu? Czy od historii pięknej miłości zrodzonej z przyjaźni, która potrafi wszystko przetrwać, która porusza i zachwyca? A może od przekazu, jaki ze sobą niesie? Wszystko zawiera w sobie Tysiąc pocałunków i tworzy całość, która poruszy najgłębsze zakamarki serca, sponiewiera je i nie da o sobie zapomnieć.
Rune i Poppy. Poppy i Rune. Diametralnie różni, idealnie dopasowani. Ona zdobywa serca swoim podejściem do życia, optymizmem, niekończącą się energią i dostrzeganiem piękna oraz dobra tam, gdzie inni tego nie widzą (spokojnie, to nie kopia Promyczka). Jej się po prostu nie da nie uwielbiać. Zresztą nie inaczej jest z wycofanym, zamkniętym w sobie Norwegiem, który nie widzi świata poza swoją Poppymin. Charaktery pełne kontrastów, realne i rzeczywiste, wcale nieidealne.
Od jakiegoś czasu trwa, a raczej trwała u mnie blokada czytelnicza. Zaczynałam książki i je porzucałam. Nie miałam chęci do nich wracać, sięgając po Tysiąc pocałunków, obawiałam się tego samego. Wyobraźcie sobie więc mój zachwyt, gdy były za mną kolejne strony, a ja co chwilę zaznaczałam piękne fragmenty i niecierpliwie pochłaniałam kolejne zdania. Czemu nikt mnie nie uprzedził, że będę potrzebowała chusteczek, a najlepiej całego ich wagonu? Spłakałam się okrutnie, przeżywałam wszystko z bohaterami i pomimo łamiącego się serca, dostrzegałam to, co Poppy, śmiałam się z nią i czułam ich emocje. Młodszych czytelników może nauczyć paru ważnych prawd, a starszym je przypomnieć, bo na to nigdy nie jest za późno.
Tillie Cole stworzyła niesamowitą, troszkę bajkową, opowieść, której nie przeczyta się na chłodno. Historię absolutnie wzruszającą, przeplecioną smutkiem i radością, łamiącą serce, zachwycającą. Taką która… ach, co ja będę pisać. Przekonajcie się sami. Mówię Wam – warto.
Myślę, że bicie serca to pieśń. Muzyka. Jesteśmy przyciągani przez szczególną, wyjątkową melodię. Słyszę pieśń twojego serca, a ty pieśń mojego. (s. 257)
Autor: Tillie Cole
Tytuł: Tysiąc pocałunków
Wydawnictwo: Filia
Wydanie: I
Data wydania: 2017-05-17
Kategoria: young adult
ISBN: 9788380752535
Liczba stron: 440
Ocena: 8/10