Dawno nie było żadnego konkursu i pomyślałam sobie, że tak być nie może. Tym razem mam do rozdania aż 3 egzemplarze książki Davida Nichollsa “Dobry początek”. Długo myślałam nad zadaniem, aż w końcu mogła mi koleżanka. 😉 Mam nadzieję, że nie jest za trudne. 😉 To co? Podaje regulamin, banerek i zaczynamy zabawę? 😉
Regulamin:
- Organizatorem
konkursu jest autorka bloga “Zapatrzona
w książki“. - Konkurs
trwa od 24.09.2014 r. do 16.10.2014
r. (do godziny 23.59). - Wyniki
zostaną ogłoszone na blogu do dziesięciu dni roboczych od zakończenia
konkursu. - Zwycięzca
jest zobowiązany wysłać maila z danymi adresowymi na adres konkursyb@o2.pl w ciągu trzech dni od
momentu ogłoszenia wyników. Po tym terminie nastąpi wybór nowego
zwycięzcy. - Sponsorem
nagród jest: Księgarnia Empik.com - Zadania: Opisz w jaki sposób Ty starałaś/eś się zwrócić na siebie uwagę osoby na której Ci zależy. A może to ktoś starał się skierować Twoją uwagę na siebie by Wasza znajomość miała swój dobry początek?
- Odpowiedzi
wraz z adresem E-mail należy pozostawić w komentarzu wyłącznie pod tym
postem. - W
konkursie mogą wziąć udział jedynie osoby posiadające adres
korespondencyjny w Polsce. - Do
zdobycia jest pięć książek, których fundatorem jest wymieniona wyżej księgarnia, a wartość nagród jest równoznaczna z kwotą znajdującą się na
ich okładkach. - Zwycięzcami
konkursu zostaną osoby, których wypowiedzi najbardziej przypadną do gustu
autorce bloga “Zapatrzona w książki”. - Prawo
do składania reklamacji w zakresie niezgodności przeprowadzenia konkursu z
Regulaminem, służy każdemu uczestnikowi w ciągu trzech dni od daty
wyłonienia jego laureatów. Należy je zgłaszać w formie e-maila na adres: konkursyb@o2.pl.
Powodzenia!
Po przeczytaniu pytania konkursowego od razu przypomniała mi się pewna historia z mojego życia, która wciąż bawi całą moją rodzinę. 😉 Pewnego ranu postanowiłam samodzielnie wycisnąć sok z marchwi. Kupiłam ogromną siatę marchewek, po czym bodajże 2 godziny spędziłam na ich obieraniu, ponieważ okazały się mało soczyste i potrzebna była spora ilość na wyciśnięcie 1 szklanki soku. Wymordowałam się strasznie skrobiąc te marchewki, ale uśmiechałam się na myśl, jaki pyszny i ekologiczny sok będę mogła potem wypić. Po wyciśnięciu soku z marchewek za pomocą sokowirówki otrzymałam w końcu całą szklankę pysznego nektaru, jednak na powierzchni unosiły się tzw. "burzyny", dlatego postanowiłam przelać sok przez sitko. Niewiele myśląc, wzięłam do ręki sitko i przechyliłam szklankę… W jednej sekundzie jednak zdałam sobie sprawę, że nie podłożyłam pod sitko pustej szklanki, ostatecznie więc z pysznego soku marchwiowego pozostał mi jedynie osad na sitku. 😀 Miałam ochotę jednocześnie płakać i śmiać się z własnej głupoty. 😀 To chyba najbardziej zabawna pechowa sytuacja w moim życiu. Teraz także inni mogą się z tego pośmiać. 🙂
Wetka
wetka90@wp.pl
Ojej, przepraszam, chyba dodał mi się sam regulamin na początku, jeszcze nie zmieniony…
Jedna taka sytuacja zapadła mi głęboko w pamięć. Pewien chłopak, jeszcze w liceum (a musisz wiedzieć, że był to początek XXI wieku) zaśpiewał dla mnie piosenkę Krawczyka. Jeden z romantycznych utworów, choć dziś już nie pamiętam który. I nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że zrobił to podczas akademii szkolnej, a świadkiem całego przedstawienia była cała szkoła. Ja, jako nieśmiałe dziewczę, o mało nie zapadłam się pod ziemię i długo nie mogłam mu tego wybaczyć. Jednak w końcu wybaczyłam 😉 Dziś ten człowiek jest moi mężem, więc opłaciło się 😉
lustro.rzeczywistosci@gmail.com
baner w zakładce konkursy
Ej, no nie, właśnie skończyłam opisywać na brudno "zabawną pechową sytuację", a tu zmiana zadania konkursowego???
Już wyżej napisałam. Przepraszam, nie wiem jak dodał mi się skopiowany regulamin z poprzedniego konkursu, którego nie zmieniłam na potrzeby tego. Bardzo, bardzo przepraszam ;(
Nagroda też chyba wcześniej nie była widoczna? Jak się okazuje, już mam tę książkę, więc tak czy inaczej udziału już nie wezmę…
Nie, nie było. Przepraszam, bloger zrobił mi psikusa z tym postem. ;/
Każdemu może się zdarzyć, nie przejmuj się tak ;). Szkoda, że przegapiłam ten poprzedni konkurs, ale teraz przynajmniej poczytałam sobie zwycięskie odpowiedzi i umiliłam nimi czas.
Trzeba pomyśleć nad odpowiedzią, bo nagroda rewelacja.
Myśl, kochana myśl 😉
A można napisać, jak uciekało się przed czyjąś uwagą, co w konsekwencji poskutkowało jeszcze większym zainteresowaniem?:)
Można 😉
Pytanie jest dla mnie bardzo trudne, ponieważ nie mogę nazwać siebie flirciarą. Jednak przypominała mi się pewna sytuacja, która miała miejsce niedawno, a mianowicie na ostaniach wakacjach. Rzucałyśmy z koleżanką piłką w basenie i musiałam wpaść na głupi pomysł. Specjalnie rzuciłam mocniej, żeby trafić w przystojniaka, ale niestety nigdy nie byłam dobra w rzutach do celu. Na nieszczęście trafiłam w chłopaka obok, którego nie można nazwać ładnym. Chłopaczysko pomyślało, że chciałam zwrócić jego uwagę i od razu zaczął się flitować.
Zapomniałam dodać, że to było za granicą i ten chłopak był Rumunem.
Ja oczywiście stchórzyłam i powiedziałam, że muszę do toalety. Zostawiłam go z moją koleżanką, a kiedy wróciłam (ok. pół godziny później) już się całowali. Niestety ten związek nie przetrwał. Może dlatego, że ta dziewczyna miała wtedy chłopaka. Teraz już nie są razem, ponieważ wyciekła sprawa z Rumunem.
Dostałam nauczkę, żeby nie realizować tego typu pomysłów.
Pozdrawiam,
Diana
P.S. Zapominałam napisać e-mail – theworldofbook@gmail.com
Książkę już posiadam, ale czytanie dopiero przede mną 🙂
Wpadłam, żeby zaprosić Cię do zabawy w "10 najważniejszych książek" – mam nadzieję, że jej u Ciebie nie przegapiłam 😀
Mimo swojego młodego wieku, więc co za tym idzie zapewne zupełnego braku doświadczenia od dawna używam, jak ja to lubię nazywać, sposobu na zaufanie. Jako że jestem dość nieśmiała to obcym ludziom nigdy prosto w oczy nie spojrzę. Ale wystarczy dłuższy kontakt wzrokowy z osobą, która ci się podoba i najzwyklejszy, szczery uśmiech. Ludzie tak rzadko się w tych czasach do siebie po ludzku uśmiechają, a przecież to, że wywoła się uśmiech u kogoś to jedna z najpiękniejszych rzeczy na świecie. Jeżeli nic z tego nie wyjdzie to chociaż zostaniemy bardzo dobrymi przyjaciółmi 😉 Pozdrawiam i życzę wszystkim powodzenia w konkursie :*
totallbooknerd7@gmail.com
Pomyślę nad odpowiedzią i postaram się udzielić jej w późniejszym czasie 🙂
Ciekawe zadanie, tylko ja jakoś nie mam pomysłu, jak na nie odpowiedzieć.. Muszę się zastanowić, może coś mi wpadnie do głowy. 🙂
Muszę przyznać, że nie jestem osobą kochliwą, a wręcz przeciwnie czasem sceptycznie zastawioną do okazywania uczuć. Tak więc tylko jedyny raz zdarzyło się mi, że chciałam zwrócić na siebie uwagę kolegi z równoległej klasy. I wcale nie chodziło o to, że był przystojny. Po prostu miał dar. Dar jednania do siebie ludzi. Dar, gdyż ja również dałam się złapać na jego piękne bursztynowe oczęta.
Moje zaloty nie były jakoś wyjątkowo „szczeniackie”. Już na samym początku stwierdziłam, że najlepszym sposobem będzie przebywanie blisko niego i pokazanie siebie z jak najlepszej strony. Ale jak już kiedyś pisałam- jestem osoba pechową, tak i w tym przypadku mój wszechobecny „niechciany znajomy” dał mi mocno w kość. Przytoczę zatem trzy nieszczęsne sytuacje…
Raz dowiedziałam się, że 3- go maja osoba, do której czułam przysłowiową „miętkę” będzie trzymać w kościele chorągiew naszej szkoły. Miało być trzy osoby, a wyszło, że zgłosił się tylko on. Zatem długo się nie zastanawiałam, zgłosiłam się i ja. By spędzić trochę z nim czasu, ale również dlatego, aby nie został z tym całkowicie sam. Jak się to zakończyło? Mówi się, ze nieważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz. W moim przypadku było na odwrót- dobrze zaczęłam, ale niestety źle skończyłam, gdyż… zemdlałam. Właśnie tak. I nie jestem w stanie odpowiedzieć czym to było spowodowane- jego obecnością czy brakiem dostatecznej ilości powietrza. Ale zawsze można przyjąć i trzecią wersje- zaparło mi dech w piersiach na jego widok 😉
Kolejną nieudaną próbą zwrócenia na siebie uwagi była szkolna dyskoteka. Doskonale wiedziałam, że nie może go tam zabraknąć, także nie przesadzając z makijażem i zbyt wyzywającymi ciuchami wybrałam się na kolejną misję zatytułowaną: „Przez taniec do serca”… Zaprosiłam go do tańca i akurat pech chciał, a może wtedy i szczęście (?), że z głośników zaczęła płynąć spokojna, romantyczna muzyka. Tak trwaliśmy dopóki melodia nie ucichła. Podziękowałam mu za fantastyczne „bujanie” i kolejną, tym razem szybka piosenkę zaczęłam tańczyć z drugim kolegą- wrogiem tego pierwszego, oczywiście przed jego nosem. Jak skończyło się w tym przypadku? Nie najlepiej, gdyż… upadłam… Wręcz rąbnęłam tyłkiem na podłogę. Oczywiście moje policzki momentalnie oblał nie byle jaki rumieniec. I wierzcie mi na słowo, że w żaden sposób nie dało się go zwalić na szybki taniec, zmęczenie. Kurde no! Gdyby był to koniec. Ale gdzie tam! Dokładnie pamiętam jaką wszyscy na następny dzień mieli ze mnie bekę. Nawet wymyślili pewną CUDOWNĄ rymowankę. Jak to szło? Aha, pamiętam. „Jak Asia zabaluje, do domu nie wróci. Tańczyć przestanie jak się przewróci”. Przysięgam, że w tamtej chwili chciałam zapaść się pod ziemię albo najnormalniej w świecie uciec przed świdrującym mnie wzrokiem znajomych. Byłam zła na siebie, ale nie tylko dlatego, że zrobiłam z siebie kompletnego błazna. Chodziło przede wszystkim o to, że w scenariuszu w jednej chwili zaszły zmiany na które w zupełności nie miałam wpływu. Wszystko szło nie w tym kierunku co powinno. A to ja miałam być scenarzystą…
A trzecia, czyli ostatnia nieudolna próba? Ehh… Któregoś dnia w klasie zorganizowano turniej- siłowanie na ręce. Ja (no bo jak inaczej?) wylosowałam do ręcznej „walki” właśnie jego. I wybrałam najgorszą możliwość- wygrałam z nim. Czemu najgorsza? Cóż, wiadome jest to, że osobnicy płci męskiej lubią wygrywać, a przegrać z dziewczyną jest dla nich ogromną tragedią. Nie pozwala im na to ambicja. A ja oczywiście w tamtej chwili musiałam o tym zapomnieć. No i przez to był na mnie wielce obrażony. Cudownie, właśnie o to mi chodziło…
Podobnych sytuacji wydarzyło się wiele. Ale szczerze? Opłaciły się one, gdyż koniec końców staliśmy się przyjaciółmi. Może na sam początek liczyłam na inną miedzy nami wieź, ale teraz nie jest to ważne. Nie żałuję, gdyż zyskałam przyjaciela, który pociesza, opieprza, rozśmiesza, gdy jest takie zapotrzebowanie 😉 I morał z tego taki, że cokolwiek by się nie działo nie należy się poddawać. Upór w dążeniu do celu zostanie wcześniej czy później nagrodzony. Jestem żywym przykładem 😉
e- mail: joanna.stoczko@op.pl
W jaki sposób starałam się zwrócić uwagę pewnego chłopaka? Posyłałam dyskretny uśmiechy i spojrzenia, po jakimś czasie On też zaczął się uśmiechać, zauważałam, że na mnie zerka.
I tak to się zaczęło…
hopeinbooks@gmail.com
Każdy chce być atrakcyjny w oczach drugiej osoby, szczególnie tej, którą darzymy uczuciem. Staramy się przy niej pięknie wyglądać, mieć nienaganne maniery, często maskujemy również swoje wady, a uwypuklamy swoje zalety. Wszystko po to, by obiekt naszych westchnień się nami zainteresował.
Ja zawsze starałam się podchodzić z ogromnym uśmiechem i radością do osoby, którą poznawałam lub która wpadła mi w oko. Szerokim uśmiechem i pogodą ducha starałam się zjednywać ludzi. I często to skutkowało 😉
Email: blogsilviana@gmail.com
Zgłaszam się 🙂
magdalenardo@gmail.com
Odpowiedź na zadanie konkursowe:
Właściwie to nie wiem czy zaliczysz moją odpowiedź, ale moja historia w pewnym sensie wiąże się z pytaniem.
Kiedy miałam 16 lat podkochiwałam się w pewnym chłopaku ze szkoły. Mariusz był bardzo przystojny i podobał się tłumom innych dziewczyn. Ja niczym nigdy nie wyróżniałam się z tłumu, więc nie miałam nabytej pewności siebie. Nie miałam odwagi, by zagadać, nawiązać jakąś rozmowę. My nawet "oficjalnie" się nie znaliśmy, bo Mariusz chodził do innej klasy. Chodziłam, więc tak z pękającym sercem cały wrzesień, skrycie wzdychając na widok Mariusza gdy mijałam go na szkolnych korytarzach. W październiku nie wytrzymałam i… Nie, nie, nie odezwałam się do niego. Zwierzyłam się za to Ani – koleżance z klasy. Ta dobra dusza od razu chciała mi pomóc, ale ja strasznie bałam się odrzucenia, a nawet wyśmiania… nie pozwalałam, więc Ani działać. Tak minął kolejny miesiąc na skrytym kochaniu. 2 listopada (sobota), w dniu moich urodzin Ania postanowiła mnie odwiedzić. Złożyła mi życzenia i wręczyła różę. Ania powiedziała, że wpadła na chwilę (dlatego stałyśmy w drzwiach), bo musi jechać z rodzicami do rodziny. Już miałyśmy się pożegnać, gdy Ania powiedziała, że ma dla mnie jeszcze prezent… Kazała tylko się ubrać i wyjść przed dom 🙂
… mój najwspanialszy w życiu prezent urodzinowy to… Mariusz! Ania postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i pomóc nam, bo wcześniej wybadała sprawę i dowiedziała się, że Mariusz też zerka w moją stronę 🙂 Jak widać czasem, potrzeba nam osoby trzeciej, by znajomość miała swój DOBRY POCZĄTEK 🙂 Szybko okazało się, że świetnie z Mariuszem do siebie pasujemy i mamy dokładnie takie samo poczucie humoru (inne niż wszyscy). Choć nasz związek nie przetrwał czasów liceum to POCZĄTKU naszej znajomości nie zapomnę nigdy 🙂
Tym razem Sherry musi spasować, bo niestety w temacie konkursu – chociaż jest naprawdę wspaniały – nie ma praktycznie nic do opisania. Ale banerek wkleiłam u siebie na blogu i życzę oczywiście szczęścia innym. 🙂
Pozdrawiam,
Sherry
Nie wiem,czy nie zostane zdyskwalifikowana,ale przychodzi mi do głowy jedynie dowcip,z którego ostatnio aż sie popłakałam.
Żona próbowała zwrócic uwagę swojego męża. Czesła sie wymyslnie,farbowała włosy. Nie wiedziała juz co ma robić. Pewnego dnia,k iedy mąż wrócił z pracy otworzyła mu drzwi i miała na twarzy maskę p gaz. A mąż przyjrzał się żonie i powiedział:
– A Ty, co? Brwi zgoliłaś?
mój e-mail: uam20@wp.pl
Ja mam dwie historię pierwsza była w 4klasie szkoly podstawowej, bylismy na biwaku pewien chlopak z klasy rownoleglej caly czas mnie zagadywal i przychodzil do naszego namiotu, mi sie to podobalo, (poniewaz przeprowadzilismy sie z rodzina do tej miejscowosci raptem pol roku predzej i za wiele osob nie znalam) pewnego razu spytal czy "chce z nim chodzic?" na co ja bylam w szkou i powiedzialam, ze nie i ucieklam(chyba bylam na to za mloda wtedy) a on biedak sie poplakal, nie wychodzil potem z namiotu, po czym moja wychowawczyni dowiedziala sie, że to przeze mnie i przyszla do mnie z pytaniem co ja mu zrobilam…..Druga historia miala miejsce w liceum, ja chodzialm do 1kl, w klasie 3 bylo dwoch blizniakow, ktorych kojarzylam juz z widzenia. Jeden z blizniakow czesto albo na mnie "przypadkowo wpadal", lub mijalismy sie na korytarzach, czesto takze czulam jego wzrok na sobie. Pewnego razu poszedl do mnie i moich kolezanek wreczyl mi koperte i uciekl..?! W srodku byl wiersz milosny, ktory sam napisal i podpisal sie ROMEO. do dzisiaj pamietam smiech moich kolezanek z jego podpisu…pewnego razu takze sledzil mnie i moja przyjaciolke, gdy czekalysmy na autobus po szkole do domu, gdy to zauwazylysmy zaczelysmy wchodzic do sklepow, a on za nami i tak sie mijalismy, az w pewnym sklepie nam "dopadl" spytal czy podobal mi sie wiersz, po czym wreczyl mi kolejny oraz roze i spytal czy zostane jego Julia, na co moja przyjaciolka "ale ona ma juz chlopaka" gdy to uslyszal uciekl, i tak juz unikla mnie do konca szkoly…zadna historia nie zakonczyla sie pozytywnym zakonczeniem…
e-mail:natalial-k@wp.pl
Chłopak, który mi się podobał bardzo dobrze grał w piłkę i bardzo dużo czasu poświęcał tej dyscyplinie. Nie zauważał moich starań zwrucenia na siebie uwagi. Cały czas próbowałam do niego zagadywać, zasypywać dowcipami ale on nadal nawet nie wiedział, że istnieję… Moją ostatnią próbą na to, żeby mnie spostrzegł było pokazanie, że umiem grać w piłkę. Innymi słowy chciałam się po prostu przed nim popisać. Na w-f w końcu nadażyła się okazja na pokazanie na co mnie stać, ponieważ miałyśmy lekcje z chłopcami. Byłam bardzo podekscytowana, że nawet zapomniałam jakaja jestem beznadziejna w tej dyscyplinie! Ledwo znałam zasady… Więc jak już doszło co do czego zaczęłam robić cały czas tak zwane wślizgi, biegałam po boisku jak szalona. Gdy przy piłce był ów chłopak, który mi się podoba, jak wariatka zaczęłam pędzić w jego stronę (nie chce sobie nawet wyobrażać jak nienormalnie musiałam w tamtej chwili wyglądać). Jak wszyscy pewnie się domyślacie piłki nie odebrałam,za to odebrałam coś innego… Sprawność chodzenia na 2 miesiące! I to jeszcze nie złamałam swojej nogi (byłoby pół biedy), tylko nogę tego chłopaka! Od tamtej pory boi się do mnie zbliżyć blizej niż dwa metry, a mi już zawsze będzie wstyd, że się tak zachowałam. Chyba już nigdy nie będę się starała nikogo poderwać… 🙂
karka0912@o2.pl
Przypomniała mi się moja pierwsza platoniczna miłość do chłopaka pracującego w sklepie spożywczym. Zauroczył mnie błękitem oczu, cudownym uśmiechem, ciemną karnacją i tym że był kilka lat starszy ode mnie (ja wtedy chodziłam do podstawówki). Oszalałam na jego punkcie, a on nie zwracał na mnie – małolatę uwagi. Przed każdym wyjściem do sklepu – stroiłam się, malowałam (w tajemnicy przed rodzicami); marzyłam o tym, aby do mnie podszedł i powiedział „Ja pięknie wyglądasz”. I tak przez pół roku – ja się starałam, a on nawet na mnie nie spojrzał…do czasu aż pierwszy raz ubrałam szpilki mamy (były za duże więc napchałam do nich waty) i poszłam na zakupy. Widziałam, że pierwszy raz na mnie spojrzał z zainteresowaniem; w tej samej chwil straciłam równowagę i przewróciłam się… myślałam, że podejdzie i mi pomoże, a on zaczął się śmiać…
Czar zauroczenia prysł jak bańka mydlana.
Już nigdy nie wróciłam do tego sklepu.
e-mail: kwiatusia1@gmail.com
Podobnie jak wiele nastolatek jestem osobą nieśmiałą. Kiedy napotykam osobę, która mi się podoba od razu się niewinnie rumienię i uśmiecham. Nie wiem jak się w takich sytuacjach zachowywać, no bo cóż, można powiedzieć że mam taką starodawną, romantyczną duszyczkę. Uwielbiam kiedy to chłopka robi ten pierwszy krok i zagaduje. Niestety w XXI wieku takich podobnie myślących romantyków jest nie wiele. Jestem wielką marzycielką i lubię mieć 'głowę w chmurach'.
Mam 17 lat. Rok temu zaczęłam chodzi do liceum. Wiadomo nawa szkoła – nowe znajomości. Ciężko było mi się odnaleźć, choćby dlatego że, poszłam jako jedyna do tej szkoły, z byłej klasy. Pewnego grudniowego popołudnia wraz z koleżanką udałyśmy się na halę sportową, aby obejrzeć mecz piłki nożnej miejscowych drużyn. Akurat natrafiliśmy, gdy grali chłopacy z mojej szkoły, o rok od mnie starsi. Dobrze wiedziałam, co to za drużyna, gdyż grał w niej mój kuzyn. Ni stąd ni zowąd wpadł mi w oko niesamowicie przystojny piłkarz tej drużyny.
Los tak chciał, że natknęłam się przypadkowo na tego chłopaka z tej drużyny, kiedy wychodziłam z hali.Szeroko się uśmiechnął, przeprosił i odszedł. Od tamtej chwili się wszystko zmieniło. Nie wiem dlaczego, ale coraz częściej zaczęłam spotykać go na szkolnym korytarzu. Krępująca sytuacja, kiedy siedzisz na ławce i nagle przechodzi obok ciebie osoba o której myślisz. Zapatrujesz się w jej oczy aa ona to odwzajemnia. Coraz bardziej się rumienisz i na twojej twarzy pojawia się nieśmiały uśmiech, a żołądek i serce wywijają fikołki:D Zapewne to zjawisko nazywa się zauroczenie… Magiczna chwila, takie a'la przyciąganie się wzrokowo.
Po kilku tygodniach, gdy zapatrzenie powtarzało się każdego dnia szkolnego, on do mnie zagadał. Kiedy siedziałam sama na ławce tak po prostu do mnie zagadał. Oczywiście to przecież nic, ale dla mnie, nieśmiałej siedemnastolatki too jednak coś! Miło mi było go poznać. Dowiedziałam się o nim tylu rzeczy i dzięki temu całemu dziwnemu 'zapatrzeniu' spotkałam niesamowicie ciekawego i mądrego chłopaka. Dziwne motyle w brzuchu są do tej pory kiedy go widzę. Nasze magiczne'zapatrzenie' ciągle trwa 🙂 Czym zwróciłam na siebie jego uwagę??? On twierdzi że, tajemniczym i przenikliwym aa zarazem nieśmiałym spojrzeniem. Dziwne. Zawsze mi mówi, że gdy, na niego patrzę, on myśli, że ja już wszystko wiem, co on ma mi do powiedzenia. Niestety nie jestem jasnowidzem ale no cóż. Teraz bardzo dziękuję Bogu za takie niesamowite oczy xd Mam nadzieję że, los przygotował nam jeszcze kilka miłych niespodzianek dzięki którym jeszcze bardziej do siebie się zbliżymy.
dominika76@onet.pl
Można śledzić i zbierać informację, co "obiekt westchnień" lubi albo przebrać się za cheerleaderkę i z wielkim poświęceniem wytańczyć przed nim uczucia…ba, żeby zwrócił uwagę można go nawet strzelić łopatą w głowę 😉
Są to jednak dość desperackie sposoby 😉 Ja wymyśliłam lepszy!
Mężczyźni mają naturę łowcy, lubią czuć, że zdobyli kobietę swoimi staraniami.
Wbiłabym mu więc ćwieka…niech się głowi, deliberuje, bije z myślami i szuka rozwiązania, dlaczego go kuszę, a potem odtrącam, uśmiecham się, a potem biję po twarzy 😉 Jak tu zrozumieć kobietę? Jak już się zmęczy próbą rozszyfrowania skomplikowanej natury płci pięknej, a ćwiek go będzie drażnił i uwierał, to sam przyjdzie i odda mi serce. No i cel osiągnięty 😀
Pozdrawiam!
edyta.cha@wp.pl
Uwielbiam wspomnienia. Byłam takim szczęśliwym dzieckiem, potem szczęśliwą nastolatką, a teraz jestem szczęśliwą młodą kobietą. Mam ogromną nadzieję, że tak zostanie, bo fajnie jest każdego ranka cieszyć się pięknym światem, nawet tak jak teraz spowitym jesiennymi liśćmi.
Wszystkie te szkolne miłostki też były cudowne. Doskonale pamiętam ten stan i zawsze wydawało mi się, że dosłownie wszyscy mogą dostrzec motyle fruwające w te i wew te dookoła mojej zakochanej głowy 🙂
Jak zwracałam jego uwagę? Cóż, różnie bywało. Zawsze marzyły mi się jakieś totalnie romantyczne okoliczności, świece, zachód słońca i takie różne. Ale w życiu było… jak to w życiu, normalnie. I tak bardzo cudownie jednocześnie. Było wypytywanie przez cały ciąg koleżanek w szkole, tajemnicze smsy, podryw na szkolnej dyskotece, przelotny i udawany romans z innym, przyjaźń z jego siostrą, przytulanie przy harcerskim ognisku na letnim obozie, wojna na śnieżki, pożyczanie książki, wmuszenie pamiętnika z wpisanym numerem telefonu…
Było czasem wstydliwie, czasem płaczliwie, czasem aż za wesoło, ale zawsze cudownie.
Potem były wspólne zajęcia na studiach i narzekanie na prowadzącą na uczelnianym korytarzu. Od tamtej chwili minęło już niemal dziewięć lat i też jest cudownie.
Po prostu, życie jest wspaniałe! 🙂
Pozdrawiam serdecznie,
Marta
marta.koscielska@gmail.com
Śnieżna zima, siarczysty mróz i klasowy kulig w klasie maturalnej. Nie zapomnę go do dziś, bo przez cały czas "masował" mnie grad śnieżek rzucanych, jak się później okazało, przez mojego cichego (ale celnego;) wielbiciela;) a kulig skończył się najechaniem jego sanek na moje, co skończyło się dla mnie wizytą u chirurga i 2-tygodniami w gipsie ze złamaną kością śródstopia. Ale zawsze to lepsze niż złamane serce:) A motyw serc w otoczeniu śnieżek zdobił mój gips – oczywiście z autografem "wielbiciela":)
regiomontana@wp.pl