Cii… Ciii…

– Świat się kręci, ponieważ bije twoje serce. [s. 42]

Och.

To wymknęło się z moich ust po zamknięciu książki. I to Och oznacza wszystko, co teraz i podczas czytania, czuję oraz myślę. To myśli i emocje, których nie potrafię ubrać w słowa… To huragan składający się z chwil wzruszeń, drgań serca, szlochu, ciszy, muzyki i obietnic…

Chciałabym tylko napisać, że to jeden z tych tytułów, który sprawia, że nieustannie płaczesz, śmiejesz się i oddajesz serce kolejnym bohaterom. Powieść, przy której tracisz poczucie czasu, nie reagujesz na dzwoniący telefon, a na pytania odpowiadasz, gdy wyrwie ci się książkę z rąk. I robisz to ze złością, bo jak mogą chcieć czegoś w tym momencie?!

Niestety… To trochę za mało, prawda?

Poznajcie więc historię Maggie oraz Brooksa… Tylko nie liczcie, że opowiem Wam wszystko… Nie. MUSICIE TO PRZECZYTAĆ. Dopiero wtedy zrozumiecie czemu brak mi słów i dlaczego żałuję, że nie możecie posłuchać mojej ciszy, wypełnionej tyloma słowami…

Ludziom umykało tak wiele rzeczy, gdy za dużo mówili. [s. 62]

Do 6 roku życia rodziną dla Maggie był tylko tata, który kochał ją bezgranicznie. Potem ich rodzina się powiększyła o nową mamę Katie, młodszą siostrę Cheryl, brata  w jej wieku, Calvina oraz jego najlepszego przyjaciela Brooksa. Dziewczynka czuła, że ta rodzina jest na zawsze i była szczęśliwa. Zawsze pełna energii, rozgadana i uśmiechnięta. W wieku, kiedy chłopcy nie lubią za bardzo dziewczynek dziesięcioletnia Maggie postanowiła, że Brooks zostanie jej mężem i za nic miała jego sprzeciw, a on… powoli ulegał jej czarowi. W “dzień oficjalnej próby” Maggie była podekscytowana i nawet wbrew zakazom rodziców wymknęła się do miejsca spotkania. Może gdyby wiedziała, że stanie się widzem strasznych rzeczy, że bardzo zły człowiek odbierze jej głos i sprawi, że będzie bała się wyjść za próg domu… Może wtedy nie poszłaby tam. Tylko skąd mała dziewczynka mogła wiedzieć, że bywają tak okrutni ludzie? Od tego momentu Maggie nie wypowiada ani jednego słowa, a jedną z niewielu osób rozumiejących, że swoją ciszą mówi tak dużo, był Brooks…

Człowiek powinien się trzymać tych, którzy w niego wierzą, kiedy sam tego nie robi. [s. 112]

Uwielbiam książki Brittainy C. Cherry, dla nich mogę zarwać noc i wstać o świcie, by jak najszybciej poznać zakończenie. Dla nich warto odciąć się od świata i dać porwać się emocją. To jej książki gwarantują mi, że się nie zawiodę i przypomną mi, czego szukam w książkach. Tak było i tym razem.

Kiedy myślę, że Brittainy już niczym mnie nie zaskoczy, nie wniknie bardziej w moją duszę, biorę do ręki kolejną jej książkę i się przekonuje, że znowu byłam w błędzie. Ponownie okazało się, że ona za każdym razem potrafi zaskoczyć i postawić sobie poprzeczkę jeszcze wyżej. Cherry jest moją królową w pisaniu tak, by każde słowo czuć każdą cząstką duszy. Tak pięknie pisze o emocjach – złych czy dobrych – ma niesamowity talent sprawiający, że każde słowo się czuje, przeżywa i wchłania. W tym tytule porusza temat Zespołu Stresu Pourazowego i jak konsekwencje tego strasznego dnia wpływają na życie dziewczynki oraz jej rodziny, bo wydarzenia dotknęły nie tylko ją, ale i jej bliskich. Autorka poświęca temu dużo uwagi, nie spłyca problemu, mam wręcz wrażenie, że to jeden z głównych wątków, kolejnym są więzy rodzinne, wsparcie dawane nawet pomimo złych chwil oraz miłość do dziecka, rodzeństwa czy też partnera. Cherry wspaniale wszystko łączy, równoważy i dba o realność, opisy, napięcie… o wszystko.

Zastanawiające, że w pomieszczeniu pełnym ludzi może pęknąć serce i nikt tego nie usłyszy. [s. 123]

Bohaterowie. Szczerze mówiąc, jeśli miałabym opisać każdego z osobna, zajęłoby mi to kolejne pół strony, a ten tekst jest już i tak strasznie długi (ktoś to przeczyta do końca?) więc bardzo pokrótce. Każda z postaci stała mi się bliska, zżyłam się ze wszystkimi i rozumiałam, chociaż nie zawsze akceptowałam, ich działania. Są niezwykle realni, miałam wrażenie, że mogę ich spotkać w swoim otoczeniu, z wadami i zaletami. Błądzili, popełniali błędy, ale uczyli się na nich. Pokochałam ich.

Czasami słowa były bardziej puste niż cisza. [s. 148]

Na początku wspomniałam, że brak mi słów, by opisać, co czuję po przeczytaniu Wody, która niesie ciszę i pomimo tak długiego tekstu nadal tak jest, Nie potrafię przelać na klawiaturę tego kalejdoskopu uczuć. Zżyłam się z bohaterami, żyłam ich życiem. Pomimo rys zazdrościłam Maggie rodziny. Wiecie, kocham i nienawidzę za ten tytuł Cherry. Kocham, za emocje, śmiech i łzy. Nienawidzę, bo… pisze o miłości, o której mogę tylko pomarzyć. Wypłakałam tyle łez, że czuję się jak wysuszona studnia, ale jestem gotowa kolejny raz dać się tak sponiewierać emocjonalnie. I już czekam na  The Gravity of Us!

Nie czytajcie tej książki w miejscu publicznym. Dajcie sobie wolne od wszystkiego na parę godzin, siądźcie w zacisznym miejscu i niech was poniosą emocje… Posłuchajcie ciszy.

Obiecujesz mi ten sam rodzaj miłości, o jakim czytałam w książkach?
Ziewając, pokręcił głową. Objął mnie i przytulił do swojego ciepła.
-Nie, Maggie May. Obiecuję ci o wiele więcej. [s. 188]

Autor: Brittainy C. Cherry
Tytuł: Woda, która niesie ciszę
Wydawnictwo: Filia
Data wydania: 2017-06-21
Kategoria: YA/NA, dramat, romans, obyczajowa
ISBN: 9788380752801
Liczba stron: 432
Ocena: 10/10

Żywioły:
Powietrze, którym oddycha | Ogień, który ich spala | Woda, która niesie ciszę | The Gravity of Us

Dodaj komentarz