W skrócie #1

W skrócie powstało na potrzeby
opisania, książek, które muszę (w tym przypadku na potrzeby wyzwania
czytelniczego) lecz niekoniecznie chcę zrecenzować. No i prawdę mówiąc nie do
końca wiem, co napisać na ich temat – tak trafiają się i takie pozycje. Nie
będą to recenzje, a raczej kilkunasto zdaniowe opinie (w tym momencie czuję się
jak bym wracała do początków blogowania ;)).

 1. Satyra zupełnie do mnie
nie przemawia…
Jednym z punktów wyzwania
52 książki, do którego podeszłam wraz z Chiyome była Sztuka. Wybrałyśmy Zieloną
Gęś
Gałczyńskiego. Myślałam, że
będzie ciekawie i zabawnie, ale najwyraźniej satyra w takim wykonaniu do mnie
nie przemawia tak mocno jak mogłabym sobie tego życzyć. Albo jestem na to za
głupia 😉
“Teatrzyk Zielona Gęś” to miniatury
dramatyczne Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, w których obecny jest
groteskowy dowcip oraz absurdalne poczucie humoru. Scenki z tego
“Najmniejszego Teatru Świata” jak zwał go sam poeta, drukowane były
pierwotnie w “Przekroju” w latach 1946-1950 oraz incydentalnie z roku
1953, i stylizowane były na scenariusze scenek rodzajowych bazujących na
pojęciu gagu. Alojzy Gżegżółka, Fafik, Osiołek Porfirion, profesor Bączyński
oraz inne postacie tych scenek przedstawiały w swoich króciutkich scenkach zarówno
typowe przywary i cnoty Polaków oraz aktualia polityczne. Gałczyński nie chciał
rozpamiętywać wojny, pisać o walczących rodakach. Chciał “przemienić
pluchę w słońce”. Zacząć nowy okres, pokazać Polaków w krzywym
zwierciadle. Wpłynąć na rozwój i odbudowę kraju.*
Zazwyczaj tego nie robię, ale ten jeden raz posłużę
się gotowym opisem. Z przykrością muszę stwierdzić, że Zielona Gęś nie
przekonała mnie do siebie. Nie mówię, że było źle bo bywały momenty gdzie się
zaśmiałam czy też wyłapałam głębszy sens tego co zawiera scenka, ale to i tak
tylko sporadycznie i zbyt mało by ocenić ją bardziej pozytywnie.
Będę brutalnie szczera i przyznaję, że okropnie się
wynudziłam przy czytaniu tej publikacji, nawet pomimo tego, że czytałam ją
kilka miesięcy w przerwach między innymi pozycjami. Po parę stron raz na jakiś
czas a i tak czułam znużenie i tylko patrzyłam ile mi jeszcze zostało. Nie,
nie, nie i jeszcze raz nie. Mam nadzieję, że szybko o niej zaponę i nie będę do
niej wracać.
Czy w takim razie odradzam? Nie. To, że do mnie
satyra nie trafiła wcale nie oznacza, że nie spodoba się komuś innemu, tym
bardziej iż Zielona Gęś zbiera bardzo dobre oceny. Po prostu to nie jest
coś dla mnie.
Autor: Konstanty Ildefons
Gałczyński
Tytuł: Zielona Gęś
Wydawnictwo: Wydawnictwo Polskiego
Towarzystwa Wydawców Książek
Data wydania: 1987
Kategoria: satyra
ISBN: 83-85000-25-9
Liczba stron: 416
Ocena: 4/10
(49. Sztuka (komedia, tragedia))
2. Zupełnie
nie straszna groza
Horrory wolę
w wersji filmowej, ale czasem skuszę się na jakąś książkę. Po 15 blizn sięgnęłam z ciekawości.
Tyle słyszałam o Mastertonie, Dardzie, Hill’u. Czytałam Ketchuma i w dłuższej
formie wywarł na mnie piorunujące wrażenie. Chciałam zobaczyć czy i tym razem
wywoła u mnie dreszcze strachu.
Piętnaście
opowiadań tych, mniej i bardziej znanych, pisarzy ze świata literatury grozy oraz
horroru składa się właśnie na 15 blizn. Teksty są różne i jak to bywa w zbiorach
opowiadań wyróżniające się poziomem literackim. Przyznam szczerze, że po Ketchumie
czy też innych znanych nazwiskach oczekiwałam czegoś, co mną wstrząśnie i przerazi,
ale niestety przyszło srodze mi się zawieść.
Największym
moim rozczarowaniem był Ketchum oczywiście, czytałam jego Jedyne
dziecko
i
byłam porażona, a tutaj… dostałam coś co nawet nie wywołało grama strachu. Ten
upadek bolał najdotkliwiej. Z przykrością też muszę stwierdzić, że po czasie
jaki minął od przeczytania publikacji żaden z tekstów nie zapadł mi głębiej w
pamięci. Co z całą pewnością mogę napisać to, że z tej lepszej strony pokazali
się tacy pisarze jak Edward Lee, Joe Hill czy też Śmigielski.
Do końca nie
wiem czy moje marudzenie i kręcenie nosem jest spowodowane tym, że mało kiedy
krótka forma wypowiedzi potrafi mnie do siebie przekonać, bo za nim na dobre
wczuję się w fabułę opowiadanie się kończy lub nie mam możliwości lepszego
poznania bohaterów. Czy faktycznie miałam pecha i trafiłam na słabszy zbiór
tekstów. W każdym bądź razie ostatecznie nie było tragicznie, ale obyło się bez
dreszczy strachu i nerwowego zerkania na siebie. Na pewno dam szansę
wymienionym powyżej pisarzom w zwykłej formie, bo nie dało się tu nie wyłapać
ich potencjału.
Ani nie polecam, ani nie
odradzam. Myślę z tym tytułem każdy musi wyrobić sobie opinie samemu.
Autor: Paweł Paliński, Łukasz
Śmigiel, Graham Masterton, Mort Castle, Stefan Darda, Dawid Kain, Kazimierz
Kyrcz jr, Robert Cichowlas, Joe Hill, Francis Paul Wilson, Aleksandra
Zielińska, Jacek M. Rostocki, Ramsey Campbell, Jack Ketchum, Edward Lee
Tytuł: 15 blizn
Wydawnictwo: Replika
Data wydania: 2011-09-26
Kategoria: opowiadania, horror
ISBN: 978-83-76741-36-9
Liczba stron: 424
Ocena:
4/10
(5. Książka z liczbą w tytule)

Ten post ma 4 komentarzy

  1. megi94

    Oj wyjdę teraz pewnie na ignorantkę, ale Gałczyńskiego czytałam tylko pojedyncze wiersze (i to też niewiele), a horrorów nie lubię, więc to nie są książki dla mnie:)

  2. Anonimowy

    Również czytałam pojedyncze wiersze Gałczyńskiego ale one w ogóle do mnie nie przemawiają (nie wiem czy ze mną jest coś nie tak). Co do horrorów, z nimi różnie u mnie bywa 🙂

  3. Lustro Rzeczywistosci

    Kochana, to wcale nie jest jakiś wielki skrót 🙂 Powiem nawet, że się rozpisałaś 🙂
    Obie pozycje nie są dla mnie.

  4. Le Sherry

    Niestety obydwie pozycje do mnie nie przemówiły, choć widzę znajome nazwisko! Joe Hill. Czytałam jego "Rogi" i choć mnie nie przeraziły, mimo że czytałam w nocy, to klimat ładnie wykreował. 🙂 Także mam w planach jego inne książki, ale tak jak u ciebie – opowiadania nie należą do moich ulubionych form, także i ta recenzowała przez ciebie pozycja nie znajdzie się na liście do przeczytania.
    Pozdrawiam,
    Sherry

Dodaj komentarz