Pewnego razu w Paryżu

„- Może odrobina radości, chwila
szczęścia, to wszystko, czego należy oczekiwać od życia (…)”.*
Czasem trudno uwierzyć, że jedno
wydarzenie może odmienić całe życie, ale tak jest. I chociaż się temu
sprzeciwiamy, bronimy przed tym i uciekamy, tak naprawdę jesteśmy bez szans.
Przeznaczeniu mało kiedy da się umknąć, bo ono i tak nas znajdzie, czy tego
chcemy, czy nie.
Brianne życie nie rozpieszczało, od
zawsze traktowana przez matkę chłodno, wcześnie straciła ojca, niemalże od razu
zyskała ojczyma nie przepadającego za nią. Aby nie przeszkadzała została
wysłana do Paryża, do szkoły z internatem. W dniu swoich dziewiętnastych
urodzin udała się do Luwru, gdzie niespodziewanie spotyka Pierce’a Huttona,
jednego z gości ojczyma na przyjęciu, któremu niedawno zmarła żona. Podchodzi
do niego i swoim zwyczajem dużo mówi. Po tym spotkaniu nie może o nim
zapomnieć, ale do następnego dochodzi dopiero rok później. Do niej zaczyna
docierać, że czuje do mężczyzny coś więcej, on zaś cały czas opłakuje śmierć
ukochanej i pozostaje jej wierny, nie zaprzecza jednak, że Brianne na niego
działa. Postanawia zerwać wszelkie kontakty i zapomnieć o niej. Po pewnym
czasie dochodzi jednak do kolejnego spotkania, które bardzo dużo zmienia…
Ostatnio po tych wszystkich
dramatycznych historiach, pełnych tragicznych przeżyć miałam ochotę na coś
lekkiego, niezobowiązującego, ale jednak posiadającego jakąś fabułę. Jedna z najnowszych
powieści Diany Palmer wydawała mi się idealnym rozwiązaniem. Czy był to dobry
wybór?
Już dawno nic nie czytałam Diany
Palmer, a bardzo lubię jej pióro, Fakt, że nie pisze o niczym nowym, ale zawsze
stara się, by w jej książkach cały czas coś się działo. Tworzy romans z
zabawnymi, rozczulającymi, a także niebezpiecznymi wątkami i łączy to w taki
sposób iż wszystko okazuje się być spójne, logiczne oraz ciekawe. I tym razem
nie zabrakło w historii wyżej wspomnianych elementów, powieściopisarka potrafi
pomimo przewidywalnego zakończenia zaskoczyć w środku lektury niespodziewanym
obrotem wydarzeń, a akcja toczy się wartko i ciekawie. Nie jest to nic
ambitnego, ale pozwala się odprężyć i odpocząć od „cięższych” tytułów i o to
chodzi w tego typu powieściach.
Dużym plusem w twórczości Palmer jest
też fakt, że postacie przez nią stworzone zawsze się wyróżniają, nawet te mało
znaczące. Mają różne charaktery i poglądy, posiadają zarówno wady, jak i
zalety, co sprawia, że są bardziej realni i daleko im do ideałów. Chociaż Brianne
strasznie mnie irytowała w pewnych momentach, to i tak ją polubiłam – za jej
podejście do życia, pogodę ducha, dobre serce i upór. Musiała szybko dorosnąć,
ale nie odebrało jej to wiary w ludzi i dobro. Pierce również zdobył moją
sympatię, dżentelmen, stanowczy, pomocny, wierny, typowy mężczyzna bojący się
przyznać, że na szczęście nigdy nie jest za późno, a pokochanie drugiej kobiety
– w jego sytuacji – nie jest zdradą, a tylko dalszym życiem.
Książkę pochłonęłam za jednym razem,
czytało mi się ją szybko i z wielką przyjemnością. Palmer kolejny raz mnie nie
zawiodła i sprawiła, że z zaciekawieniem przewracałam kolejne strony, na
przemian śmiejąc się, złoszcząc, wzruszając i bojąc. Przeżywałam wszystko wraz
z bohaterami, a na brak wrażeń narzekać nie mogli. Czas spędzony na lektury
etego tytułu okazał się miły i relaksujący, dostałam to czego oczekiwałam i nie
mam absolutnie do czego się przyczepić. Z pewnością jeszcze nie raz sięgnę po
coś Diany Palmer, a i do tej książki chętnie będę wracać.
„Pewnego razu w Paryżu” polecam fanom
twórczości autorki oraz miłośnikom romansów, a także osobom potrzebującym czegoś
lekkiego i na jedno popołudnie lub wieczór. Dużo akcji, uczuć, szczypta humoru
oraz niebezpieczeństwa – to cechuje twórczość Palmer i sprawia, że trudno
oderwać się od czytania dopóki nie się nie skończy. Polecam!
*Diana Palmer, „Pewnego
razu w Paryżu”, s. 123
Autor: Diana Palmer
Tytuł: Pewnego razu
w Paryżu
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 16 stycznia
2015
Liczba stron: 304

Ten post ma 20 komentarzy

  1. Anne18

    chyba masz jakiś błąd chyba, że chciałaś dwa razy to samo słowo użyć : „Pewnego razu w Paryżu” polecam fanom twórczości autorki oraz miłośnikom romansów oraz osobom potrzebującym czegoś lekkiego i na jedno popołudnie lub wieczór. Chodzi o słowo oraz.

    1. Anne18

      Nie ma za co. Ostatnio często i łatwo wyłapuje takie rzeczy.

  2. Olga Ł

    Chyba lubię to jej pióro.. jest takie bardzo amerykańskie, proste w odbiorze, ale przy okazji potrafi oczarować czytelnika 🙂

    1. Irena Bujak

      Właśnie tak, ona i Roberts tak przypadły mi do gustu 😉

  3. X Rosemarie

    Czytałam jeden romans tej pisarki i było ok. Bez rewelacji, ale idealna na odstresowanie się.

  4. Chabrowa

    Romanse czytam nałogowo. Tę autorkę też lubię, więc będę miała na uwadze 🙂

  5. monalisap

    Jak mi wpadnie w ręce to czemu nie 🙂 Dużo akcji, uczuć, szczypta humoru oraz niebezpieczeństwa – brzmi ciekawie.

  6. Moja mama padnie ze szczęścia 🙂 Palmer kojarzę z harlequinów i chyba się nie mylę. Zresztą wiesz co ostatnio usłyszałam od mamy? Ze książki, które czytam to nic innego jak harlequiny w ładniejszych okładkach… obrazić się czy roześmiać?

    1. Irena Bujak

      Zdecydowanie roześmiać 😉 W niektórych przypadkach to chyba nawet prawda. A co do Palmer, to masz racje, ale ona potrafi budować napięcie 😉

  7. A ja nie znam twórczości autorki, choć chyba bardzo trafnie kojarzy mi się z uroczymi romansami, które zawsze kończą się happy endem. I bardzo dobrze zresztą. Nie ma nic lepszego na chandrę, jak romantyczna historia o miłości 🙂

    1. Irena Bujak

      Oj tak, czasem takie pozycje są wręcz pożądane, by zrobić sobie odskocznie od szarej codzienności. 😉

  8. cyrysia

    Ostatnio zawiodłam się na twórczości tej autorki, więc chwilowo nie mam ochoty sięgać po jej powieści.

    1. Irena Bujak

      Norę czytałaś? Ja mam ją jeszcze przed sobą, ale widziałam, że ma słabe oceny… Trochę się teraz jej boję.

  9. Le Sherry

    Z piórem pani Palmer miałam styczność raz – jak do tej pory. 🙂 W książce "W blasku słońca" gdzie – z tego co pamiętam, były dwie opowieści o dwóch różnych parach. Nie było to nic ambitnego, ani… pochłaniającego, ale faktycznie – lekkie, na odpoczynek – nadało się idealnie. 🙂 I mimo że te przewidywalne zakończenia trochę mnie drażniły, to nie wspominam pani Diane raczej źle. Raczej… przeciętnie ^^
    Na razie nie mam ochoty na więcej tego typu historii, więc i na tą, prezentowaną przez ciebie dziś się nie skuszę, ale kiedyś? Może. 🙂
    Pozdrawiam,
    Sherry

Dodaj komentarz