– Jesteś zimna jak lód. Nie pozwalasz sobie czuć. Nie dbasz o nikogo. Nawet o siebie. (…) – Tutaj – powiedział, naciskając nieco powyżej mojego serca – tutaj masz dziesięć poniżej zera. I jesteś bliższa śmierci niż ja. (s. 80)
Czucie czegokolwiek może być wspaniałe, ale bywa też tak przerażające, że lepiej być obojętnym na wszystko, co może nas skrzywdzić. Lepiej żyć w bańce niepamięci i bez emocji.
Parker ma przeszłość, której do końca nie pamięta. Właściwie to nie chce pamiętać jednej nocy sprzed trzech lat, kiedy to została oszpecona. Teraz pracuje jako kelnerka i planuje studia, ale odcięła się od ludzi i od świata. Kiedy dostaje SMS-a pomyłkowo wysyłanego do niej, decyduje się na krok, który nie jest w jej stylu. Czy obojętność na wszystko jest takim dobrym rozwiązaniem? Może warto jednak zaryzykować?
O Dziesięć poniżej zera słyszałam na długo przed informacją, że ten tytuł zostanie u nas wydany. Polecano mi go i wręcz nakazywano przeczytać, więc nie było możliwości, by nie znalazł się u mnie. Czy Whitney Barbetti podbiła i moje serce?
Nie mówię prawdy po to, żeby ktoś mnie za to podziwiał. Mówię ją, bo kłamstwa bolą bardziej. I żadne kłamstwo, nawet to ubrane w najpiękniejsze słówka, w niczym nikomu nie pomoże. (s. 101)
Już z blurbu można się domyślić, że tematy poruszone w książce nie będą należeć do tych przyjemnych. Automatycznie przygotowałam się na emocjonalną miazgę i… poniekąd dostałam to, czego oczekiwałam, ale nie na tyle, by cały czas wylewać potoki łez. Nie wpływa to jednak negatywnie na Dziesięć poniżej zera, bo to powieść, pomimo poruszonych wątków, którą czyta się niebywale szybko i z zapartym tchem. To wszystko dzięki temu, że historia jest napisana lekko, z dużym poczuciem humoru, ale i odpowiednią dozą powagi we właściwych momentach. Od początku czuć napięcie, a z każdą kolejną stroną wszystko tylko nabiera intensywności. Smutek i żal miesza się z radością i rodzącą się przyjaźnią. Każda ze stron, to wulkan emocji i zaskakujące chwile, które nie pozwalają zapomnieć o losach bohaterów nawet w momencie odłożenia powieści na półkę.
I skoro jestem już przy bohaterach… Rozumiem zarówno Parker, jak i Everetta. Chyba każdy z nas miał chwile, kiedy pragnął, by nic nie czuć. Ja miałam, wręcz tego pragnęłam, może nie na taką skalę jak główna postać, ale jednak. Rozumiem jej potrzebę wyparcia, zapomnienia i próbę życia samotnie. Tak samo było z Everettem, jego decyzja była dla mnie zrozumiała i akceptowalna, miał do niej prawo. Polubiłam ich za to, że nie byli idealni. Wady i zalety tych dwojga były ich obrazem. Popełniali błędy, mieli gorsze chwile, byli realni i tacy prawdziwi.
Bałam się zacząć Dziesięć poniżej zera, bo pomimo tylu zachwytów, gdzieś we mnie tkwił lęk przed rozczarowaniem. Jak się szybko, okazało obawy te były bezpodstawne, bo już od pierwszych stron dałam się porwać wirowi wydarzeń, słownym przekomarzaniom bohaterów, dobrym i złym emocjom, a także zachwytowi nad stworzonymi postaciami. To urocza, romantyczna i przejmująca historia dwojga zranionych ludzi szukających, świadomie lub nie, powodu do tego, by zacząć walczyć o siebie. I wyszło jej to rewelacyjnie! Zadbała nie tylko o realność i dobrze poprowadzone wątki, ale przede wszystkim o emocje, które trafiają wprost do serca czytelnika i wywołują rozczulenie, wzruszenie i nieustający uśmiech na twarzy.
Whitney Barbetti w swojej powieści pokazuje, jak istotna jest pamięć i posiadanie kogoś, kto będzie potrafił pokazać, że niektóre decyzje nie zawsze są idealnym rozwiązaniem i warto poznać inny punkt widzenia. Dziesięć poniżej zera sprawiło, że zapomniałam o umykającym czasie, liczyła się tylko ta historia.
– Kochasz mnie już? (…)
– Jeśli cię okłamię, złamię zasady. I jeśli powiem ci prawdę, również złamię zasady. (s. 281-282)
Autor: Whitney Barbetti
Tytuł: Dziesięć poniżej zera
Wydawnictwo: NieZwykłe
Wydanie: I
Data wydania: 2018-03-28
Kategoria: romans
ISBN: 9788378896005
Liczba stron: 360
Ocena: 8/10