„To, że potrzebujesz pomocy, żeby poradzić sobie z problemami, nie czyni cię słabszą. Naprawdę słabi są ci, którzy nie potrafią przyznać, że potrzebują pomocy”.*
Czasami w życiu wydarzają się rzeczy sprawiające, że cierpimy, tracimy ochotę do życia, boimy się iść na przód i podejmować decyzje. Wolimy trwać w próżni, wycofać się w cień, podświadomie wmawiamy sobie, że to nasza wina i żadne leki ani terapia nie są w stanie pomóc…
Dziewiętnastoletnia Kiersten zaczyna właśnie naukę w collegu, edukacja i przebywanie wśród rówieśników ma być pewną formą terapii. Od chwili gdy dwa lata temu jej rodzinę spotkała tragedia żyła bojąc się każdej podjętej decyzji, bo jeden zły krok może być tragiczny w skutkach. Przebywając na uczelni nie czuje się lepiej, tym bardziej, że miewa koszmary, a wszystko co ją otacza jest nieznane. Jest zdezorientowana, niepewna i przestraszona. Już pierwszego dnia dosłownie wpada na chłopaka – Westona – który od razu zaczyna się nią interesować i oferuje swoją pomoc. Co obiekt westchnień wszystkich studentek w niej widzi? Czemu zainteresował się właśnie nią?
Są książki, które na pierwszy rzut oka wywołują w czytelniku natychmiastową potrzebę posiadania jej, po prostu czuje się, że musi się ją mieć i już. Tak właśnie było w moim przypadku z „Utratą”, wiedziałam, że to będzie coś dla mnie, że się nie zawiodę. Czy rzeczywiście tak było?
Wiem, że opis mówi jakby to była historia jakich wiele w ostatnim czasie na rynku wydawniczym, po części tak jest. Autorka nie pisze o niczym nowym, traumatyczne przeżycia, wycofanie się, obwinianie, miłość, nadzieja – wszystko to już było. Ale pomimo tego „Utrata” wyróżnia się pośród innych tytułów i jest wyjątkowa. Dlaczego? Otóż Rachel Van Dyken ma niesamowitą umiejętność zawierania w prostych zdaniach kalejdoskop emocji sprawiających, że powieść staje się tak ujmująca. Jest ich tak dużo i są tak ogromne, że brak słów, by je opisać. Powieściopisarka jest też dobrą obserwatorką ludzi, opisuje sprawy takimi jakie są, jak osoby na nie patrzą, rozbiera uczucia bohaterów na czynniki pierwsze, co sprawia, że jeszcze bardziej można się wczuć w opowieść. Porusza tematy trudne, ale bez problemu sobie z nimi radzi. Ponadto sprawia, że przez cały czas trwania czytania nie ma mowy o znużeniu, cały czas coś się dzieje i to tak intensywnie, że albo wybucha śmiechem albo… płacze.
Bohaterowie. Każdy dopracowany, posiadający indywidualne cechy i różne charaktery. Wielowymiarowi i tacy realni. Polubiłam Kiersten za to, że mimo wszystko znalazła w sobie siłę i odwagę, by coś zmienić, by wyjść z tego zawieszenia, w którym tkwiła. Pokochałam Westona miłością wielką za jego osobowość. Flirtuje, jest zabawny, opiekuńczy, potrafi słuchać i obserwować. Jeśli gdzieś na świecie są tacy mężczyźni, to chce poznać jednego, zazdroszczę Kiersten takiego przyjaciela. Na uwagę zasługują też Lisa oraz Gabe, którzy jako przyjaciele są niesamowici i zawsze gotowi by być obok, nie raz rozśmieszali i pomagali. Nawet wujek Jo zyskał moją sympatię tym jakim był przyjacielem, a zarazem opiekunem. Nie wiem jak bardzo bym się starała nie znajdę nic do czego mogłabym się przyczepić jeśli chodzi o postacie.
Mało która książka dostaje ode mnie maksymalną ocenę, ale „Utrata” jest tak wspaniała, że bez wątpienia na to zasługuje. Od pierwszych stron wczułam się w wydarzenia i z niecierpliwością, a zarazem obawą przewracałam kolejne strony. Coś mi mówiło, że to co zastanę w dalszej części sprawi, że będę płakać. Historia jest dopracowana, przemyślana i naładowana emocjami, które uderzyły we mnie jak huragan, śmiałam się, płakałam, wzruszałam i dumałam. Wraz z bohaterami przeżywałam ich perypetie i trzymałam kciuki, by było dobrze. Już dawno żaden tytuł tak mną nie wstrząsnął i nie wywołał takiej lawiny emocji. Rachel Van Dyken podbiła moje serce i już nie mogę doczekać się kolejnych jej książek – liczę, że zostaną u nas wydane.
Cokolwiek bym o tej książce napisała, to byłoby za mało, bo żadne słowa nie są w stanie chociaż w minimalny sposób opisać tego co czuję po tej lekturze. Cudowna, niesamowita, wspaniała, zabawna, wzruszająca, z przesłaniem. Zdecydowanie to będzie jedna z najlepszych książek tego roku. Przeczytajcie i dajcie porwać się historii Kiersten i Westona – zapewniam, że warto.
„Bez względu na to, jak bardzo będziesz się bać, nadal możesz walczyć. Możesz zdecydować, że wejdziesz w płomienie i pokonasz lęki”.**
* Rachel Van Dyken, „Utrata”, s. 100
**Tamże., s. 260
Autor: Rachel Van Dyken
Tytuł: Utrata
Wydawnictwo: Feeria
Rok wydania: 4 lutego 2015
Liczba stron: 304
Zatraceni:
Wyzwania: Czytam Opasłe Tomiska
Nie! Nie! Nie! Jak ja mam teraz przeżyć bez znajomości tej lektury? 😉 Jesteście obie z Agą okropne 😉
Jakoś nie mogę trafić na taką lekturę, która poruszyłaby mnie równie mocno.
Zachęciłaś mnie tą recenzją.
Podpisuję się rękami i nogami 😀
Ja tą książkę po prostu uwielbiam <3
Miałam taką mieszaninę emocji pisząc recenzję…
Hmm…. wiesz, ze w czerwcu kontynuacja? 😉 I to o Gabie 😀
Jeszcze nie miałam okazji przeczytać tej książki, ale słyszę o niej same pozytywne recenzje, więc chyba przeczytam i przekonam się jakie uczucia wywoła u mnie. 🙂
To już druga dzisiaj tak dobra i wysoko oceniająca tę książkę recenzja. Gdyby nie Wy dziewczyny (TY i Cyrysia) nigdy bym nie pomyślała, że to taka świetna pozycja.
Dokładnie to samo chciałam napisać 🙂
Jestem dość sceptycznie nastawiona do tej książki, obawiam się, że to nie jest dobry czas na sięganie po nią, ale jeśli wpadnie mi w ręce, to jej nie odmówię 🙂
Mam w planach, ale po Twojej recenzji nabrałam wilczego apetytu
Książka czeka na półce i nie mogę się doczekać by się zatracić 😉
Uwielbiam tą książkę, bardzo, bardzo, bardzo mi się podobała.
Piękna recenzja, o tej książce już mnóstwo czytałam i mam ją w planach 🙂
Ten gościu na okładce jest straszny i na dodatek tak, byłam pewna, że to książka jakich wiele, ale to już druga taka entuzjastyczna recenzja! Zaczynam się wahać!
Proszę, kolejna recenzja tej wyjątkowej książki. No i jak tu jej nie kupić? No jak?
Mój portfel ma już naprawdę dosyć tych wszechobecnych moich widzimisi…
Mam ebooka angielskiego tej książki i nawet zaczęłam czytać, ale przerwałam chyba po piątej stronie bo coś mnie zaaferowało i od tamtego czasu nie dotykałam tableta ^^ W każdym razie, może głupio robię, że mam zamiar przeczytać tę książkę po angielsku skoro jest już polska, ale czy ja wiem? Ostatnio zauważyłam, że mam więcej czasu na ebooki, niż na papierowe pozycje i jakoś tak, staram się z tego korzystać.
Przekonałaś mnie i musisz zdawać sobie z tego sprawę, bo o ile cały opis brzmi jakby był streszczeniem "Zaczekaj na mnie" J.Lynn – TYLE PODOBIEŃSTW, to czekam na ten element zaskoczenia, czekam na coś co mną wstrząśnie. Dlatego książkę przeczytam w przyszłym tygodniu i liczę, że spodoba się mi nie w mniejszym stopniu niż tobie ^^
Pozdrawiam,
Sherry
kiedyś na pewno przeczytam 🙂