Kiedy biorę do ręki książkę mam co do niej pewne
oczekiwania, musi być chociaż dobra albo nawet przeciętna, ale niech mnie w
jakiś sposób zainteresuje. Oczywiście mówię o tych słabszych, bo i takie
zdarzają się w życiu każdego czytelnika. Po blurbie debiutanckiej powieści
Darii Milko spodziewałam się, że będzie to co najmniej historia poprawna.
Jednak czy nawet takie oczekiwania jej nie przerosły?
oczekiwania, musi być chociaż dobra albo nawet przeciętna, ale niech mnie w
jakiś sposób zainteresuje. Oczywiście mówię o tych słabszych, bo i takie
zdarzają się w życiu każdego czytelnika. Po blurbie debiutanckiej powieści
Darii Milko spodziewałam się, że będzie to co najmniej historia poprawna.
Jednak czy nawet takie oczekiwania jej nie przerosły?
Kate ma siedemnaście lat, jeździ hondą (o czym
autorka przypomina co chwilę więc chyba to bardzo ważne, na wszelki wypadek też
o tym wspomniałam). Swój wolny czas dzieli między dom, sztuki walki i szkołę. Oczywiście
wśród uczniów jest bardzo popularna i lubiana (no jakże by inaczej!). Wiedzie
spokojne i dość monotonne życie do momentu gdy pojawia się Adrian, chłopak jest
pewny siebie, nieziemsko przystojny i kobiety wręcz mdleją na jego widok albo
lgną do niego jak pszczoły do miodu (ekhem…). I może nic dziwnego nie byłoby w pojawieniu
się Adriana gdyby Kate nie śniła o nim od jakiegoś czasu, a jego obecność nie
wywoływała w niej samych negatywnych emocji. Jak potoczą się ich relacje?
autorka przypomina co chwilę więc chyba to bardzo ważne, na wszelki wypadek też
o tym wspomniałam). Swój wolny czas dzieli między dom, sztuki walki i szkołę. Oczywiście
wśród uczniów jest bardzo popularna i lubiana (no jakże by inaczej!). Wiedzie
spokojne i dość monotonne życie do momentu gdy pojawia się Adrian, chłopak jest
pewny siebie, nieziemsko przystojny i kobiety wręcz mdleją na jego widok albo
lgną do niego jak pszczoły do miodu (ekhem…). I może nic dziwnego nie byłoby w pojawieniu
się Adriana gdyby Kate nie śniła o nim od jakiegoś czasu, a jego obecność nie
wywoływała w niej samych negatywnych emocji. Jak potoczą się ich relacje?
Słynę z tego, że zawsze staram się wycisnąć z
czytanych książek nawet najmniejsze plusy. Nie lubię krytykować, bo wiem, że
autor włożył w swoje dzieło dużo pracy i czasu. Jednak, niestety, bywają
pozycje, które mimo najszczerszych chęci nie pozwalają znaleźć w sobie nawet jednego
malutkiego pozytywnego aspektu. Znacie to uczucie gdy od początku książki
czekacie aż coś się wydarzy i czekacie, czekacie, czekacie… i nic, a nawet gdy już zaczyna coś się dziać to jest
to absurdalne i sztuczne? Ja właśnie miałam tak w przypadku tej pozycji. Pomimo
tego, że pomysł na historię był nawet ciekawy, to sposób prowadzenia fabuły,
język (prosty z masą powtórzeń), akcja (a właściwie jej brak!) był na tak
niskim poziomie, że najchętniej bym spuściła na to zasłonę milczenia. Sztuczna,
niedorzeczna, infantylna, niedopracowana, nudna, banalna, schematyczna i do bólu
przewidywalna.
czytanych książek nawet najmniejsze plusy. Nie lubię krytykować, bo wiem, że
autor włożył w swoje dzieło dużo pracy i czasu. Jednak, niestety, bywają
pozycje, które mimo najszczerszych chęci nie pozwalają znaleźć w sobie nawet jednego
malutkiego pozytywnego aspektu. Znacie to uczucie gdy od początku książki
czekacie aż coś się wydarzy i czekacie, czekacie, czekacie… i nic, a nawet gdy już zaczyna coś się dziać to jest
to absurdalne i sztuczne? Ja właśnie miałam tak w przypadku tej pozycji. Pomimo
tego, że pomysł na historię był nawet ciekawy, to sposób prowadzenia fabuły,
język (prosty z masą powtórzeń), akcja (a właściwie jej brak!) był na tak
niskim poziomie, że najchętniej bym spuściła na to zasłonę milczenia. Sztuczna,
niedorzeczna, infantylna, niedopracowana, nudna, banalna, schematyczna i do bólu
przewidywalna.
O bohaterach również nie mam dobrego zdania. Kate
jest tak idealna, że aż nie dobrze się robiło, żadnych wad, żadnych błędów, no
anioł po prostu. Serio? (Tu aż ciśnie mi się na usta kto jest bez wad niech
pierwszy rzuci kamień…) Dla mnie była ona naiwna, łatwowierna, a nawet pokuszę
się o stwierdzenie, że zwyczajnie głupia. Jej zachowanie wielokrotnie sprawiało
iż miałam ochotę walić głową w ścianę. Żadna postać nie zdobyła mojej sympatii,
antypatii zresztą też nie. Nie miałam szansy ich poznać, płascy, papierowi,
niewyróżniający się niczym, no chyba tym, że są tacy ach i och…
jest tak idealna, że aż nie dobrze się robiło, żadnych wad, żadnych błędów, no
anioł po prostu. Serio? (Tu aż ciśnie mi się na usta kto jest bez wad niech
pierwszy rzuci kamień…) Dla mnie była ona naiwna, łatwowierna, a nawet pokuszę
się o stwierdzenie, że zwyczajnie głupia. Jej zachowanie wielokrotnie sprawiało
iż miałam ochotę walić głową w ścianę. Żadna postać nie zdobyła mojej sympatii,
antypatii zresztą też nie. Nie miałam szansy ich poznać, płascy, papierowi,
niewyróżniający się niczym, no chyba tym, że są tacy ach i och…
„Więzy krwi” to około 200 stron męczarni. Naprawdę.
Gdy zaczynałam czytać myślałam sobie „szybko skończę, co to dla mnie tyle stron”.
Jak ja się pomyliłam, męczyłam książkę trzy dni i nic mnie w niej powaliło na
łopatki ani nawet zadowoliło. Każda strona dłużyła się w nieskończoność, fabuła
nużyła, postacie nie wywoływali żadnych emocji. Byli sobie, coś tam robili i
tyle. Nawet już połowy nie pamiętam. Jestem świadoma, że to debiut, ale na
litość boską nawet pierwsza książka powinna trzymać jakiś poziom! Czytam
debiutujących autorów i wiem, że potrafią zaskoczyć i napisać coś wartego
przeczytania. Przykro mi Pani Milko, ale pani to nie wyszło…
Gdy zaczynałam czytać myślałam sobie „szybko skończę, co to dla mnie tyle stron”.
Jak ja się pomyliłam, męczyłam książkę trzy dni i nic mnie w niej powaliło na
łopatki ani nawet zadowoliło. Każda strona dłużyła się w nieskończoność, fabuła
nużyła, postacie nie wywoływali żadnych emocji. Byli sobie, coś tam robili i
tyle. Nawet już połowy nie pamiętam. Jestem świadoma, że to debiut, ale na
litość boską nawet pierwsza książka powinna trzymać jakiś poziom! Czytam
debiutujących autorów i wiem, że potrafią zaskoczyć i napisać coś wartego
przeczytania. Przykro mi Pani Milko, ale pani to nie wyszło…
W całym swoim czytelniczym życiu nie żałowałam żadnej
przeczytanej książki, a teraz szkoda mi tego czasu poświęconego na ten tytuł. Nie
polecam i mam szczerą nadzieję, że szybko o niej zapomnę. Nawet nie znalazłam
żadnego cytatu godnego zapamiętania, bo cały tekst jest… zły.
przeczytanej książki, a teraz szkoda mi tego czasu poświęconego na ten tytuł. Nie
polecam i mam szczerą nadzieję, że szybko o niej zapomnę. Nawet nie znalazłam
żadnego cytatu godnego zapamiętania, bo cały tekst jest… zły.
Autor: Daria Milko
Tytuł: Więzy krwi
Wydawnictwo:
Novae Res
Novae Res
Rok wydania:
czerwiec 2014
czerwiec 2014
Liczba
stron: 208
stron: 208
Świat
cieni:
cieni:
Więzy
krwi
krwi
Wyzwania: Czytam
fantastykę III
fantastykę III
Serdecznie współczuję takiej lektury ☺ zły debiut to niestety powszechne zjawisko ale czasem da się wyciągnąć jakieś plusy, skoro tu się nie dało to musi być naprawdę źle.
Mam traumę po niej…
Książkę czytałam i niestety także przeżyłam spory zawód tą lekturą.
Nie wiem jak ona mogła zostać wydana…
odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta ;D
Czyli?
autor zapłacił za wydanie to i została wydana 😉
No tak, ale wydawnictwo chyba czytało… Książka powinna mieć jakiś poziom. 😉
Szkoda czasu i życia na takie buble 🙂
Potwierdzam! Ale ja musiałam ją zmęczyć niestety…
Kocham to zdanie – "Kate ma siedemnaście lat, jeździ hondą (o czym autorka przypomina co chwilę więc chyba to bardzo ważne, na wszelki wypadek też o tym wspomniałam) " :))) ;))) Jestem z Ciebie dumna! 😀
Wiedziałam, że będziesz ze mnie dumna 😀 A powiem ci, że to był najszybciej napisany przeze mnie tekst 😀
Ojej aż tak źle? To ja sobie zdecydowanie odpuszczę jej lekturę 🙂
I bardzo dobrze, niczego nie stracisz 😉
Czyli nawet nie dało się z tego pośmiać? To faktycznie źle jest z tą książką XD
Nawet nie drgnął mi kącik ust… 🙁
Czyli koszmar!
Nawet coś więcej…
Skoro Ciebie spotkał taki zawód to chyba lepiej jeśli nie będę jej czytać 😉
Jest wiele lepszych pozycji, tą spokojnie omijaj. 😉
O książce nie słyszałam, a nawet jeśli wpadłaby w zasięg moich lepkich łapek, to pewnie bym się nie pokusiła o jej przeczytanie – mam już dość książek o podobnej tematyce…
Naprawdę w tym wypadku nie masz czego żałować. 😉
Kiedy tylko usłyszałam o tej książce, czułam, ze to skończy się właśnie tak 😀
A ja naiwna miałam nadzieje…
Więc wiadomo, że ten tytuł należy omijac.
I to szerokim łukiem 😉
To straszne, kiedy się marnuje czas na książkę, a z półki inne wołają… Ale na szczęście ostatnio udaje mi się tego unikać 🙂
dzięki za odwiedziny i zapraszam do mnie ponownie 🙂
Straszne, ale czasem zobowiązanie zmusza 😉
Po książkę z pewnością nie sięgnę. No chyba, że będę chciała celowo doprowadzić do swojej destrukcji…
Nieee, nawet wtedy nie czytaj 🙂
Tiaaa. Skoro nawet ty nie potrafiłaś ani jednego plusa w tej książce, to ja prawdopodobnie po przeczytaniu bym ją spaliła i śmiała się przy tym na głos. Podziękuję. Bardzo. Dosadnie. Nie żyję po to, by czytać badziewia.
Pozdrawiam,
Sherry
A uwierzcie mi, że autorka jest tym "dziełem" zachwycona. Przez baaardzo długi czas nie mówiła o czymkolwiek innym, teraz jednak – gdy z każdej strony docierają do niej głosy dezaprobaty – zamilkła. I bardzo dobrze.