„Wtedy Cię kochałam całym sercem, całą sobą. Teraz cię nie cierpię. Nienawidzę cię za to, że pozwoliłeś mi się tak kochać i nigdy nie odwzajemniłeś mojej miłości. I za to, że nigdy nie wzięłoś mnie w ramiona i nie powiedziałeś, że mnie kochasz.”*
Marzenia. Ma je każdy, większe czy mniejsze to bez znaczenia. Inna sprawa gdy nie możemy ich spełniać, gdy się dusimy i żyjemy z dnia na dzień. Ma się wrażenie błędnego koła i chciało by się uciec jak najdalej, zacząć od nowa. Odkrywać i spełniać marzenia…
Erin McKinnon Irlandka mieszkająca w małym miasteczku gdzie wszyscy o wszystkim wiedzą ma marzenie. Chce odkrywać świat, nieznane jej miejsca i zwyczaje. Wie jednak, że chwilowo jej na to nie stać, ale się nie poddaje wie, że za kilka lat spełni się jej pragnienie. Nigdy by nie podejrzewała, że to czego pragnie będzie miała na wyciągnięcie ręki jeśli powie tylko „tak”. A wszystko to za sprawą Barta Logana właściciela farmy w Ameryce oszukującego dobrej księgowej. Propozycja tego mężczyzny nie jest czysto zawodowa gdyż Irlandka go pociąga i fascynuje… Co zrobi Erin? Zgodzi się czy zrezygnuje z szansy wyrwania się z tej mieściny? Co zajdzie między tak dwoma różnymi postaciami?
Po książki Nory Roberts sięgam w ciemno, nie muszę czytać opisu czy szukać rekomendacji. Jestem pewna, że obojętnie co wezmę w dłonie mi się spodoba. Zawsze tak było i jest ponieważ kolejny raz dostałam lekturę wciągającą od pierwszych stron. Roberts nie owija w bawełnę, nie kluczy tylko rzuca czytelnika od razu na głęboką wodę. A co najlepsze przy tym to fakt, że ani trochę nie przeszkadza to wczuć się w klimat. Tak naprawdę to od samego początku zaczynamy przywiązywać się do postaci i przez krótki czas żyjemy ich życiem, planami, radościami, rozterkami. Amerykańska pisarka tym razem do romansu wplotła trochę niebezpieczeństwa czyli porwania co powoduje w czytelniku wzrost adrenaliny i w sumie niedowierzanie – mnie bynajmniej nagły zwrot akcji wbił w ziemię i zaskoczył i to pozytywnie. „Irlandzka róża” jest napisana z polotem, pełna pasji, wartkich dialogów między Erin i Bartem, które często doprowadzały do śmiechu tak jak ich kłótnie. No nie sposób nie polubić tej dwójki. Pisarka ma jeszcze niesamowity talent do opisywania miejsc, Irlandię i stadninę koni ujrzałam jakbym tam była – czułam i widziałam to co oni. Naprawdę niesamowite wrażenia.
Postacie tworzone przez autorkę są zawsze pełne temperamentu. Zabawne, irytujące, odważne, dążące do celu. Często popełniają błędy, ale kto ich nie popełnia? Ta dwójka bohaterów też taka jest. Może zbytnio nie zaskakują jednak od samego początku wzbudzają sympatię swoim sposobem bycia.
Powieść tę polecam fanom Nory jak i osobom poszukującym chwili oddechu od poważniejszych pozycji. „Irlandzką różę” czyta się szybko i z prawdziwą przyjemnością. Radze przed rozpoczęciem czytania zagospodarować wolne popołudnie gdyż trudno się oderwać od książki.
*cytat pochodzi z książki „Irlandzka róża” N. Roberts
Autor: Nora Roberts
Tytuł: Irlandzka róża
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: luty 2012
Liczba stron: 240
Czytałam kilka książek Nory i uważam, że autorka jest trochę przereklamowana. Jej styl jest momentami nudny bądź ciągnie się niemiłosiernie. Nie mówię oczywiście, że jest tak zawsze, ponieważ jedną czy dwoma jestem zachwycona, ale…
Pozdrawiam, Klaudia.
Przyznam, że nie czytałam jeszcze żadnej powieści Nory Roberts, ale o "Irlandzkiej róży" czytałam pozytywne opinie i mam ochotę zobaczyć z czym to się je 🙂 Pozdrawiam 🙂
Lubię Norę Roberts, więc z chęcią przeczytam;))
Nie przepadam za stylem Nory, więc raczej sobie odpuszczę:)
Pozdrawiam serdecznie!
Roberts to zdecydowanie nie moje klimaty 🙂
skoro polecasz, to może się zdecyduję, chociaż nie przepadam za tą pisarką 🙂
Z panią Roberts jakoś mi nie po drodze. 😉
Jakoś nie miałam jeszcze okazji spotkać się z książkami tej pisarki. Przyznam również, że za bardzo mnie do nich nie ciągnie.
Jednak gdybym kiedyś miała takie wolne, spokojne popołudnie to dlaczego nie?
Mnie tak jak i Mery jeszcze nie za bardzo ciągnie do książek tej autorki.
Pozdrawiam 🙂
@ Klaudia Karolina Klara – ja chwilowo na jednej się zawiodłam, bodajże "Pięciolinia uczuć" to była, ale tak to lubię jej styl.
@ Dosiak – mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu 😉
@ kasandra_85 – w takim razie z pewnością Ci się spodoba 😉
@ Isadora – rozumiem 😉
@ Viconia – też rozumiem 😀
@ Magda – polecam, polecam 😉
@ Ewa – no tak bywa ;D
@ Mery – nie wszystko trzeba lubić 😉
@ Blueberry – 😉
Ja podobnie jak Ty, niegdyś w ciemno sięgałam po książki N. Roberts. Niemal z każdej wizyty w bibliotece wracałam z książką autorki. Teraz trochę czytelniczy gust mi się zmienił ale czasem i ja mam chęć na jej pióro.