Uzdrawiająca moc miłości

„Nieuchwytna,
przejmująca melodia dziwnie pasowała do tego czasu i miejsca. Słychać w niej
było westchnienie leśnego wiatru, niesamowity szept traw na które opada rosa
białe myśli „czerwcowych gwiazdek”, wesołość kwiatów jabłoni, echa dawnych
śmiechów, pieśni i szlochów rozlegających się niegdyś w tym sadzie, a poza tym
był tam tęskny płacz, jakby coś chciało wyrwać się na wolność i wypowiedzieć”.*
Ludzka
psychika jest bardzo złożona i do dziś, nawet najlepszym, nie udało zbadać się
jej do końca. Ciągle zaskakuje i udowadnia, że działa tak jak ona tego chce.
Jest tak skomplikowana, że jeśli człowiek wmawia sobie coś bardzo długo umysł
sprawia, że fakt ten staje się prawdą – zapominamy o czymś niezmiernie
bolesnym, zaczynamy w coś wierzyć i nawet żyjąc w tym przekonaniu przenieść ten
stan na osobę trzecią, tym samym obarczając ją tym wszystkim. Tworzy się błędne
koło mogące być zniszczone przez coś bardziej mocniejszego w swojej sile
przebicia… przez miłość.
Dwudziestosześcioletni
Eric Marschall, świeżo upieczony absolwent college’u od razu ma zamiar zacząć pracować
w rodzinnej firmie. Na studia poszedł, by być wykształconym, ale od dawna
wiedział iż ojciec liczy, że przejmie od niego interes. Wszystko przesuwa się
trochę w czasie, gdy młodzieniec dostaje list od przyjaciela, z prośbą by ten
zastąpił go na stanowisku nauczyciela przez kilka tygodni, bo zaniemógł. Eric
nie odmawia i tak trafia do Charlottetown na Wyspie Księcia Edwarda. Do pewnego
dnia, kiedy znajduje stary i zaniedbany sad, a w nim spotyka przepiękną
dziewczynę, na zawsze zapadającą mu w pamięć, nie spodziewał się, że pobyt w
tym miejscu odmieni całe jego – i nie tylko – życie. Kim jest tajemnicza
dziewczyna tak cudnie grająca na skrzypcach i czemu przeraził ją tak bardzo
jego widok?
Do zeszłego
roku z twórczości L. M. Montgomery znałam tylko cykl o rudowłosej Ani, który
czytałam kilkanaście razy i zawsze mnie zachwycał. Teraz mam już za sobą
„Błękitny zamek” i od kilkunastu godzin „Dziewczę z sadu”, a to wszystko dzięki
wydawnictwu Egmont wydającemu serię Romantyczną, w której wydawane są powieści
ponadczasowe, zawsze chętnie czytane. Niezmiernie się cieszę iż ukazała się w
niej już druga powieść tej autorki, bo od dawna chciałam poznać jej pozostałe
tytuły. Jak więc odebrałam tę opowiastkę?
Przyznaję,
że po tym, jak autorka oczarowała mnie historią Ani Shirley oraz Valancy
(„Błękitny zamek”) mam już pewne oczekiwania do jej kolejnych utworów. Uwiódł
mnie styl pisania Montgomery, ona czaruje słowem, posługuje się poetyckim, a
zarazem prostym w odbiorze, językiem. Sprawia, że bez najmniejszego problemu
wyobraźnia podsuwa opisywane krajobrazy i sytuacje, a serce bije w rytm uczuć
przepływających z każdej strony. Omawiany w dniu dzisiejszym tytuł nie mogę
nazwać książką, ma zaledwie 192 strony, ale co najwyżej opowiastką, dodać
muszę, że bardzo dobrze stworzoną. Na tak niewielkiej objętości została
przedstawiona przepiękna historia miłości przechodząca poszczególne etapy
poczynając od (nie)zwykłej znajomości. Całość poznaje się z punktu widzenia
mężczyzny, co jest ciekawym posunięciem. Uczucie uderza w niego
niespodziewanie, a co gorsza musi walczyć o nie 
tylko z osobami postronnymi, ale i samą ukochaną. Fabuła jest
dopracowana i przemyślana, układa się w spójną oraz logiczną całość, a akcja
chociaż ani nie zaskakuje, ani nie toczy się szybko, to niesamowicie wciąga.
Czego mi
zabrakło tym razem, to głębsza charakterystyka postaci, odnoszę wrażenie jakby
byli potraktowani trochę po macoszemu. Szkoda, bo zarówno Eric, jak i Kilmeny,
to niesamowite osobowości. Na szczęście nie jest aż tak źle i z historii
wynurza się postać mężczyzny twardo stąpającego po ziemi z planem na kilka
kolejnych lat, w którego nagle uderza miłość i musi pokonać wszelkie przeszkody
oraz kobiety o niezwykłym talencie muzycznym, z nieznanych powodów niemą i
uważającą się za brzydką, stroniącą od kontaktów z ludźmi. Bardzo podobały mi
się opisy rozwoju ich znajomości, to jak się poznawali i rodząca się między
nimi więź. Było to coś pięknego.
Może nie
jestem zachwycona tak mocno jak przy poprzednim utworze Montgomery, ale
wystarczył mi zaledwie jeden poranek na przeczytanie opowieści i nawet przez
chwilę się przy tym nie nudziłam. Po raz kolejny zostałam oczarowana słowami i
opisem miłości zmieniającej i sprawiającej, że jest się wstanie pokonać własne
opory. „Dziewczę z sadu” pochłonęło mnie od pierwszych słów i nie mogłam
odłożyć jej dopóki nie przeczytałam ostatniego zdania. Zżyłam się z bohaterami
i z wielkim zainteresowaniem śledziłam ich poczynania trzymając przy tym
kciuki, by wszystko było dobrze. Ten tytuł nie jest pozbawiony emocji i
przemyśleń, zabawnych, wzruszających scen, ale tchnie swego rodzaju spokojem,
który udzielił się i mi. Liczę na to, że wydawnictwo pokusi się o wznowienie
kolejnych książek Montgomery, bo za każdym razem zachwycam się szatą graficzną.
Niezwykle
urocza i przyjemna w odbiorze, spokojna i typowo w stylu Montgomery. Czytając
można przenieść się do sadu, poczuć i zobaczyć to co bohaterowie, posłuchać
grania Kilmeny. Opowieść o sile miłości i o tym jak się ona powoli rodzi. Książka
dla każdej kobiety, niezależnie od wieku. Serdecznie polecam.
*Lucy Maud Montgomery, „Dziewczę z sadu”
Autor: Lucy Maud
Montgomery
Tytuł: Dziewczę z
sadu
Wydawnictwo:
Egmont
Rok wydania:
8 września 2014
Liczba
stron:
192
Seria/Cykl wydawniczy: Romantyczna
Wyzwania: Book lovers

Ten post ma 28 komentarzy

  1. cyrysia

    Twórczość L. M. Montgomery znam jedynie za sprawą serii ''Ani z Zielonego wzgórza', którą uwielbiam, dlatego chętnie zaznajomię się i z powyższą pozycją, gdyż myślę, że także przypadnie mi do gustu.

  2. G.P. Vega

    Niemal codziennie ktoś mnie kusi tym tytułem xD Obawiam się tej małej liczby stron, ale jak tak dalej pójdzie, to w końcu się skuszę 😉

    1. Irena Bujak

      Pomimo małej objętości, to bardzo dobrze napisana opowieść, nie ma uciętych czy niedopracowanych scen. 😉

  3. Joanna Stoczko

    Niedawno czytałam o tej książce i muszę przyznać, że mnie zaciekawiła, a Twoja recenzja utwierdza w tym przekonaniu aczkolwiek czuję pewne obawy, gdyż Lucy Maud Montgomery znam jedynie z "Ani…", a i tak aż wstyd się przyznać nie doczytałam jej do końca, gdyż niemiłosiernie się przy niej męczyłam.
    Tym razem jednak muszę nadrobić zaległości z serii o Ani i jak się do niej przekonam, to sięgnę po "Dziewczę z sadu" 🙂

    1. Irena Bujak

      Hm, to ja jednak bardziej polecam "Błękitny zamek" – wywołał na mnie piorunujące wrażenie. 😉

  4. Tirindeth

    Dla mnie troszkę zbyt ckliwa ta historia, ale czytało się miło 🙂

    1. Irena Bujak

      Fakt, jest ckliwa, ale raz na jakiś czas jest fajnie poczytać takie romantyczne opowieści. 😉

  5. Anastazja B.

    Ja również znam tylko autorkę od Ani, ciekawie by było poznać jej twórczość w nieco innej odsłonie.

    1. Irena Bujak

      Polecam 😉 Jeśli podobała ci się Ania, to i te powinny 😉

  6. Jadźka G.

    Króciutka i urokliwa – a to czasem wystarcza:) Inna niż "Ania…", ale wydaje mi się, że trochę podobna do "Błękitnego zamku". Ale to tylko udowadnia, że można pisać różnie i dobrze. I za to ją lubię:)

    1. Irena Bujak

      Też mi się wydaje, że podobna do "Błękitnego zamku" 😉 Tak czy inaczej, bardzo mi się podobała i liczę, że Egmon wyda jeszcze coś z jej dorobku. 😉

  7. Alicja Szerment

    Śliczna okładka. Choćby z tego względu chętnie zapoznałabym się z tą książką, ale jeszcze to przemyślę 🙂

  8. Tosia

    Zdecydowanie jedna z najładniejszych okładek w ostatnim czasie 🙂

  9. Le Sherry

    Okładka rzeczywiście jest FANTASTYCZNA i choćby dla faktu, jak pięknie wygląda, chciałabym ją mieć na półce. 🙂
    Lubię narrację z perspektywy mężczyzny. Ogólnie rzecz biorąc, że książki skupiające się na płci przeciwnej, jak na przykład… Harry Potter, Więzień Labiryntu, Percy Jackson, czy Gra Endera, chwilami wzbudzają moją większą sympatię, od tych skupiających się na dziewczynach! 😮
    Ale nie jesteś jedyną, która wytyka książce słabą kreację postaci. I trochę mnie to niepokoi. I jeszcze ilość stron. Nie lubię takich nowelek. 🙁 Ale zobaczymy, zobaczymy co przyniesie los. 🙂
    Pozdrawiam,
    Sherry

  10. Agnieszka P.

    Cudowna okładka 🙂 Z chęcią przeczytam, ale w tej chwili mam co czytać 🙂

  11. Ale przyjemnie czytało mi się Twoją recenzję:) Szata graficzna jest naprawdę przecudowna, zresztą każda historia pochodząca spod pióra Montogomery powinna być tak pięknie przyozdobiona. Mam u siebie starą, wysłużoną serię o Ani w swojej biblioteczce, kupioną za grosze w antykwariacie, ale nie prezentuje się ona tak okazale, jak ten tytuł, choć mam do tych książek szczególny sentyment i pewnie nie wymieniłabym ich na nowsze wydania:)

  12. Nala

    Też jestem po lekturze "Ani…" i "Błękitnego zamku", ale "Dziewczę z sadu" ma tak przecudowną okładkę i tak uroczą fabułę, że chyba odnowię moją znajomość z panią Montgomery ;d
    Pozdrawiam!

Dodaj komentarz