Prace konkursowe – miejsce I ;)

W dniu dzisiejszym zaprezentuję Wam pracę, która zajęła pierwsze miejsce w Dwóroczku 😉 Zwyciężczyni jeszcze raz gratuluję, a Was zapraszam do czytania 😉
***
„Wigilijny dzień cudów”
Zofia, staruszka o długich,
siwych włosach i turkusowych, jak toń jeziora oczach, siedziała w swym bujanym
fotelu, patrząc w okno, na którym Dziadek Mróz wymalował przepiękne wzory. Zbliżały
się Święta Bożego Narodzenia, przy których co roku czuła się niezwykle samotna.
Mieszkała w niedużym domku na skraju lasu w okolicach Białowieży. Nikt się nią
nie interesował, choć powszechnie wiedziano, jaką tragedię skrywa w sercu… Raz
w tygodniu chodziła do wsi po zakupy, a w pozostałe dni nie ruszała się ze swej
chaty. Dzieci się jej bały, ponieważ opowiadano o niej niestworzone historie.
Faktycznie, trochę może stała się dziwna przez lata życia w odosobnieniu, bała
się ludzi, tego, jak na nią patrzą i oceniają. Zamykała się w swej skorupie.
Teraz w trudem wstała od okna,
zaparzyła sobie malinowej herbaty, po czym wyjęła z biblioteczki album ze
zdjęciami, którego już od dawna nie miała w rękach. Uznała, że już czas, aby
przejrzeć te pamiątki bez bólu i żalu. Na pierwszej fotografii dostrzegła swoje
zdjęcie ślubne. Stała tam taka szczęśliwa, z ukochanym Franciszkiem. Kolejne
zdjęcia ukazywały już ich prześliczną córeczkę, o imieniu Dorotka, której
zawsze wszędzie było pełno, z ciekawością poznawała świat. Zofia wspominała jej
pierwsze kroczki, kąpiele w wannie z kaczuszkami, radość ze wspólnego lepienia
pierogów. Dziewczynka nigdy nie narzekała, była bardzo pogodnym i pomocnym
dzieckiem. Wszyscy wokół ją chwalili. Wtedy jeszcze mieszkali całą rodziną w
Łodzi, Zofia pracowała jako nauczycielka w jednej ze szkół podstawowych, mąż
był pilotem, a Dorotka bardzo chętnie uczęszczała do przedszkola. Sielankę
przerwała wieść o wybuchu II Wojny Światowej. Franciszek zaciągnął się do
wojska i jako doświadczony pilot brał udział w walkach powietrznych. Zofia z
kolei, zgodnie z wezwaniem władz, stawiła się do kopania rowów poza miastem.
Udało jej się znaleźć dach nad głową u okolicznych chłopów, którzy ją karmili,
a także opiekowali się na ten czas Dorotką. Nie była już taką małą dziewczynką,
miała sześć lat i jak na swój wiek, wyrosła całkiem duża.
Zofia pamięta ten dzień, był 27
czerwca 1941 roku… Tego dnia Dorotka nie mogła doczekać się powrotu mamy i
chcąc zrobić jej niespodziankę, przeszła spory kawałek, aby zaskoczyć mamę przy
końcu ciężkiej pracy. Chłopi nie zorientowali się w porę, że dziewczynka wyszła
sama z domu. Przyszła do mamy, a ta przerażona nie wiedziała, co ma zrobić z
dzieckiem w takim miejscu. Praca jednak już się skończyła na ten dzień, więc
ruszyły w drogę do chaty. Zofia zaczęła strofować córkę, gdy wtem, w oddali,
usłyszała nadlatujące samoloty niemieckie. Pozostali ludzie rozbiegali się w
popłochu, ona chwyciła swe dziecko mocno za rękę i pognały, ile sił w nogach,
do stogu siana. Tam mogły być niewidoczne. Niemcy jednak nie poprzestali ataku
i kontynuowali ostrzał. Pociski śmigały wokoło, jak kule gradowe. Nagle
wszystko ucichło. Zofia oznajmiła córce, że już są bezpieczne. Nie było
reakcji. Dorotka leżała bez ruchu, wpatrzona w przestrzeń. Matka szamotała się
z własnymi myślami i bezwładnym ciałem dziecka. Jej córka nie żyje! Nikt nie
przeżył tego nalotu oprócz niej. Wpadła w straszną rozpacz, potrząsała
dziewczynką, jakby to mogło coś jeszcze pomóc. Wokoło nie było nawet
najmniejszego szmeru – wszyscy nie żyli. Wzięła martwą dziewczynkę na ręce i
spróbowała dobiec do chaty. Cała zalana łzami, biegnąć w panice, co chwilę padała
na kolana. Z chaty dostrzeżono ją i chłopi wybiegli, aby jej pomóc. Tylko czy
ktoś w ogóle mógł jej pomóc? Krwawiącego z bólu serca matki nic nie mogło
ukoić. Dzień później odbył się symboliczny pogrzeb dziewczynki przy wiejskim
kościółku. Po nim, kobieta, podziękowała chłopom za to, co dla niej do tej pory
zrobili i uciekła stamtąd, poszła pieszo aż do Łodzi. Tam czekał już na nią
telegram z informacją, że mąż również zginął w walce. Jego samolot został
zestrzelony i spadł do rzeki. Ciała nie odnaleziono. W parę dni świat Zofii,
jaki do tej pory znała, całkowicie się zawalił. Szkoła już nie istniała,
została zburzona podczas bombardowania. Kobieta do końca wojny przemieszkała w
Łodzi, ale potem uświadomiła sobie, że właściwie nic już jej tam nie trzyma, a
widok dawnych miejsc sprawia jej ból. Nie miała nikogo. Sąsiadka zaproponowała,
że może wynająć pokój u jej rodziców, którzy mieszkają na Podlasiu – w
Białowieży. Cena była nieduża i to ją skusiło. Ludzi ci przyjęli ją z wielką
serdecznością i traktowali, jak pełnoprawnego członka rodziny. Szybko znalazła
tam pracę w okolicznej szkółce, ponieważ nauczycieli akurat w tym czasie
brakowało. Realizowała się w zawodzie, ale przeżyta trauma zaważyła na jej
psychice. Nie potrafiła się już śmiać. Dyrektor był na tyle delikatny, że nie
pytał o powód jej stanu. Sama mu jednak kiedyś opowiedziała swą historię,
musiała komuś się zwierzyć. Widziała, że mu się podoba jako kobieta, ale
wiedziała, że nikt nigdy nie zastąpi jej Franciszka. Dlatego nie pozwalała
żadnemu mężczyźnie się do siebie zbliżyć.
Mijały lata, dzieci, które
zdawałoby się, jeszcze niedawno wychowywała, miały już swoje dzieci. Ludzie, u
których wynajmowała dom, też już odeszli, zapisując na nią cały dom – sami nie
mieli potomstwa. Teraz mogła go utrzymać z nauczycielskiej pensji. Wkrótce
przeszła na emeryturę. Trochę brakowało jej dawnego kontaktu z dziećmi. Czasem
ją odwiedzały, ale potem już żyły swoimi problemami i nikt nie przychodził.
Wróciły wspomnienia. Potrafiła całymi dniami siedzieć w fotelu i patrzeć w
okno. Nie miała nawet z kim porozmawiać. Z domu wychodziła tylko wtedy, gdy
było to konieczne. Dzień za dniem wlókł się okropnie, cykanie zegara
przypomniało tylko o ciągłym, nieubłaganym przemijaniu. I tak doczekała się
właśnie tych magicznych Świąt, które powinno się spędzać w gronie rodzinnym.
Miała już prawie dziewięćdziesiąt lat, poruszała się z wielkim trudem.
Tego dnia, patrząc w albumie na
zdjęcie swojej malutkiej córeczki, zapłakała rzewnie. Odsunęła zasłonę i
spojrzała w gwieździste niebo, zastanawiając się, czy może tam przebywa teraz
jej dziecko. Tak chciałaby dostać od niej choć drobny znak i móc ją przytulić
ostatni raz. Spojrzała na gwiazdę, która mrugała do niej jakby porozumiewawczo.
Pomyślała: „Jakbym Cię chciała, Córeczko, ujrzeć ponownie. Jutro Wigilia,
kolejny smutny dzień. Mam nadzieję, że Ty tam, gdzie teraz jesteś, czujesz się
szczęśliwa.” Zasłoniła okno, schowała album na miejsce i usiadła w swym bujanym
fotelu. Usnęła.
Rano poczuła na swej dłoni
leciuteńki dotyk, jak mgiełka. Otworzyła oczy i zerwała się na równe nogi, mimo
dojrzałego wieku. Cofnęła się w róg pokoju. Przed nią stała… jej córka.
Wyglądała jakby nadal miała sześć lat. Ubrana była w dziewczęcą, grubą,
wełnianą sukienkę, a błyszczące, długie włosy, zaplecione były w warkocze z
kokardami. W oczach dostrzegła tą dawną radość, tą dziecinną beztroskę. Padły
sobie w ramiona. Zofia płakała i nie wierzyła w to, co widzi. Dziewczynka
przemówiła pierwsza:
– Mamo… Tak, to ja – Dorotka. Wczoraj prosiłaś, żeby móc
mnie znów zobaczyć. Tam, gdzie teraz przebywam, pozwolono mi wyłącznie na
dzisiejszy, wigilijny dzień, przybrać ludzką postać i zobaczyć Cię. Mamo, tam
jest naprawdę wspaniale, niczego mi nie brakuje, oprócz… Ciebie. Tata też tam
jest. To on zaplótł mi te warkocze. On też strasznie tęskni za Tobą. Wiesz, że
nawet tam pilotuje swoje samoloty?
– Dziecko drogie… Dorotko kochana. Jak to możliwe? Usiądź,
Skarbie, przy stole, zrobię Ci herbaty i porozmawiamy.
– Dobrze, Mamo. A pamiętasz, jak kiedyś dawałaś mi łyżkę
tranu do wypicia i chleb do zagryzienia, abym była bardziej odporna? Nie
znosiłam tego. A gdy przeniosłam się w tamto miejsce, brakowało mi tego…
Brakowało mi Ciebie, Mamo.
– A gdybyś wiedziała, ile ja łez za Wami wypłakałam… Ale nie
rozmawiajmy teraz o tym. Mamy jeden dzień wyłącznie dla siebie. Nie traćmy go
na rozpamiętywanie. Skoro jesteś, można by zrobić wigilijną kolację. Tylko
zakupy trzeba by zrobić.
– Mamusiu, to nie problem, ja pójdę! – wykrzyknęła Dorotka.
– A umiesz zrobić zakupy? – zapytała mama.
– No pewnie! Ja teraz umiem wszystko.
Poszła. Zofia zaczęła zastanawiać się, czy to jednak nie był
sen, lecz po krótkim czasie dziewczynka zapukała do drzwi z torbą pełną
zakupów. I zabrały się do pracy. Wspólnie lepiły pierożki, co przecież dawniej
Dorotka tak uwielbiała. Po policzkach matki płynęły ukradkiem łzy, tym razem
nie z bólu, a ze szczęścia. Przygotowały wspólnie barszcz z uszkami, upiekły
waniliowe herbatniki. Wkrótce mama wpadła na pewien pomysł i poinformowała
dziewczynkę, że musi wyjść na chwilę. W sklepie, do którego zaszła, znajdował
się nieduży regalik z książkami, a wśród nich baśnie dla dzieci. Kupiła
największy zbiór tych baśni, pięknie ilustrowany, schowała głęboko do torby i
wróciła do córki.
Na niebie rozbłysła już pierwsza
gwiazdka. Złożyły sobie życzenia i siadły do stołu. Było może skromnie, ale nie
chciały wcześniej tracić czasu na gotowanie. Pragnęły nacieszyć się sobą. Rozmowom
nie było końca. Dorotka zaśpiewała nawet kolędę, którą pamiętała z przedszkola.
Jedzenie smakowało wyśmienicie. Mama, widząc, że wkrótce trzeba będzie położyć
córkę spać, wręczyła jej prezent – ową książkę z baśniami. Dziewczynka nie
mogła się nacieszyć. W środku widniała dedykacja: „Dla mojej ukochanej Córeczki,
aby zawsze czuła moją obecność. By wiedziała, że matczyne serce jest wiecznie
przy Niej i przy Jej Ojcu.” Poleciła dziewczynce ucałować Franciszka od niej. Ta
przytaknęła, że to zrobi.
Zofia do tej pory przechowywała piżamę
córki, bo gdy było jej ciężko, wtulała się w nią. Teraz dziewczynka mogła się w
nią przebrać do snu. Mama oddała jej tej nocy swoje łóżko. Dorotka uściskała
mamę, szepnęła jej do ucha, że ją kocha i poszła spać. Matka nie mogła napatrzeć
się na dziecko, które we śnie wyglądało jak aniołek. Podeszła do łóżka i
pogłaskała ją po głowie. Tak, jak myślała, za włoskami dostrzegła na szyi
znamię, które miała od urodzenia. To jeszcze bardziej upewniło ją w tym, że
jest to jej prawdziwe dziecko. Zofia nie chciała spać, pragnęła zatrzymać czas.
Położyła dziewczynce na szafeczce przy głowie książkę, aby nie zapomniała jej
zabrać. Patrzyła na dziecko i czuła, że coraz bardziej chce jej się spać. Nawet
nie zarejestrowała momentu, kiedy usnęła.
Już świtało. Spojrzała na łóżko –
dziewczynki na nim nie było. Książka też zniknęła. Już zaczęła odchodzić od
zmysłów, że był to tylko sen, gdy na poduszce dostrzegła kilka włosów córki.
Poprawiła poduszkę i pod nią znalazła liścik o tej treści:
„Droga Mamo! Cieszę się, że miałyśmy dla siebie choć ten
jeden dzień. Zmieniłaś się trochę z wyglądu, ale ciągle jesteś tą samą, moją
kochaną Mamą. Jesteś najpiękniejszą i najwspanialszą Mamą na świecie. Wiem, że
wkrótce się spotkamy, dlatego nie rozpaczam, że muszę Cię opuścić. Proszę,
żebyś zrobiła to samo. Mamo – żyj! Spójrz na świat. On wcale nie jest taki zły
i wrogi, jak Ci się wydaje. Nie można cały czas się zadręczać. Otwórz się na
ludzi, oni Ci pomogą. Wierzę w to. Będę patrzeć, jak sobie radzisz, tak, jak
robiłam to do tej pory. I oczywiście ucałuję od Ciebie tatę. Opowiem mu, jaki
cudowny dzień spędziłyśmy razem. Bądź zdrowa!
Kocham Cię,
Twoja Córeczka Dorotka”
Zofia list ten czytała po kilka
razy, schowała go głęboko do szuflady, aby nigdzie nie zaginął i wyszła na
śnieg. Spojrzała w bezchmurne niebo, w śliczny, słoneczny, Pierwszy Dzień Świąt
Bożego Narodzenia i zrozumiała, że nigdy nie jest za późno, aby zrobić coś z
własnym życiem. Uśmiechnęła się do swych barwnych myśli i poszła radosna na
spacer. Ludzie nie wierzyli własnym oczom, wiedząc ją uśmiechniętą. Tak, to już
nie była ta sama Zofia. Magia Świąt dotknęła tym razem i ją. Wiedziała, że od
tej pory jej życie nie będzie już takie samo, zmieni się na lepsze…

Ten post ma 10 komentarzy

  1. Aga

    Bardzo ciekawy tekst, Małgorzacie gratuluję talentu pomysłu i weny

  2. alison2

    No w końcu nie od dzisiaj wiadomo że Gosia ma duży talent, brawo 🙂

  3. Simon

    Ciekawe opowiadanie. Bardzo mi się podobało. Pozdrawiam.

  4. Leanika

    Ciekawe, wspaniałe opowiadanie. Cudowna historia. Gratulacje 🙂

  5. Paulina

    Wzruszyłam się… Jejku, jakie to ładne! Gratuluję świetnego tekstu i zasłużonego pierwszego miejsca.

  6. alice

    Zapraszam do zabawy Versatile Blogger. Szczegóły na moim blogu. Pozdrawiam:)

  7. Krasnoludek

    Gratuluję pomysłu;) Gdy czytałam to opowiadane, przyznam szczerze, że ogarnęło mnie wzruszenie, historia piękna i zapadająca w sercu;)

  8. Klementynka

    Dziękuję Wam wszystkim! Cieszę się, że opowiadanie się spodobało 🙂

Dodaj komentarz